To nie będzie kolejny post o tym, z czego powinna się składać idealna wyprawka perfekcyjnej mamy. Dzisiaj chcę napisać o tym co zrobić, by poród nie stał się traumą, a jednym z najbardziej fascynujących wydarzeń w życiu. Cholernie trudnych, ale fascynujących.
Po licznych rozmowach z koleżankami–mamami zrobiłam w głowie szybką kalkulację, z której wyniknęło, że średnio co druga z nich ma głęboką traumę po porodzie. Bam! I tu się zaczyna robić coraz poważniej… W wielu przypadkach trauma ta odpowiedzialna jest za przeciąganie decyzji odnośnie kolejnej ciąży lub całkowite odrzucenie myśli o ponownym macierzyństwie. Zastanowiłam się więc nad tym co wpłynęło na fakt, że takowej traumy nie przeżyłam, ba!, wręcz uważam swój pierwszy poród za wydarzenie najbardziej wzmacniające i motywujące w życiu. Być może powiesz, że to splot szczęśliwych wypadków lub, że należę do grona wybrańców, którym natura poskąpiła bólów porodowych… Ha ha, nic z tego! Bolało jak cholera, ale myślę, że dzięki własnej pracy, przygotowaniu zarówno, psychicznemu, jak i fizycznemu pokonałam upiora! I już Ci donoszę jak tego dokonałam. Ale uwaga, nie jestem wyrocznią ani wróżką, nie sprawię, że w magiczny sposób Twój poród okaże się bułką z masłem, chcę Ci opisać po prostu moje doświadczenie, a nóż się przydadzą…
Grunt to dobre planowanie?
Do porodu, jak zresztą do wszystkich życiowych wyzwań, podeszłam zadaniowo. Ot tak już mam, taka ze mnie niepoprawna perfekcjonistka, że na każdą okazję lubię mieć plan awaryjny. Najlepiej jak wszystko jest poukładane i zaplanowane. Ale jak tu zaplanować coś, czego z natury zaplanować się nie da? Wprawdzie mogłam przecież zaplanować sobie cesarkę na życzenie jako moje WidziMiSię, ale nie to było moim celem.. Gdy już więc poukładałam sobie w głowie, że nie jestem w stanie zaplanować ani kiedy, ani jak urodzę, doszłam do wniosku, że jedyne co mi może pomóc to wiedza, dobre nastawienie i kondycja.
Co wiem o porodzie?
I tak stanęłam przed pytaniem – co wiem o porodzie? No właśnie, niewiele. Wiem natomiast z praktyki, że najbardziej boimy się egzaminów w sytuacji, kiedy doskonale zdajemy sobie sprawę z luk w naszej edukacji. Wyszłam więc z założenia, że się dokształcę i jako pilna uczennica pobiegłam wraz z lubym na szkołę rodzenia. W myśl zasady – to co oswojone, nie jest już takie straszne. Dzisiaj z czystym sumieniem mogę Ci powiedzieć, że nie krem na rozstępy, ani poduszka do spania dla ciężarnych były najlepszym wydatkiem w ciąży, tylko właśnie kurs szkoły rodzenia.
Najbardziej zafascynowały mnie zajęcia na temat przebiegu samego porodu, mechanizmu lęku porodowego, korzyści płynących z porodu naturalnego (i aktywnego) oraz mechanizmu działania laktacji. Nie było to zwykłe bajdurzenie, ale wykłady z prawdziwego zdarzenia. Położna kliniczna szczegółowo omawiała zagadnienia, odpowiadając na każde, nawet najgłupsze pytanie. Tutaj z resztą nie było głupich pytań, bo przecież w przygotowaniu się do roli rodzica trudno mówić o głupocie w dążeniu do wiedzy.. Oszczędzę Wam dokładnych naukowych opisów tego, czego się dowiedziałam, bo od tego są fachowe źródła, w każdym razie, kończąc szkołę rodzenia wryłam sobie w pamięć kilka naczelnych zasad, które w następnych miesiącach powtarzałam sobie jak mantrę:
- Istnieje mnóstwo korzyści zarówno dla matki, jak i dziecka płynących z porodu siłami natury i jeżeli nie ma żadnych przeciwskazań zaleca się, aby matka podjęła próbę takiego porodu.
- Poród siłami natury (przejście dziecka przez kanał rodny) to nie to samo, co poród naturalny (poród bez użycia środków farmakologicznych). Dążenie do porodu naturalnego jest godne podziwu, aczkolwiek zależy to od progu bólu matki, a szpitale oferują całą gamę środków znieczulających.
- Decydując się na znieczulenie warto wybrać takie, które nie będzie osłabiało czynności skurczowej macicy, ponieważ wpływa ono na przedłużenie porodu.
- Aktywność podczas porodu, głównie w jego pierwszej fazie, jest wysoce zalecana i potrafi nie tylko uśmierzyć ból, ale także skrócić czas trwania porodu nawet do 50%.
- Ból zaczyna się w głowie. Poród to wysiłek porównywalny do maratonu, do którego trzeba się przygotować fizycznie, ale większa część bólu porodowego tworzy się z tzw. spirali strachu. Kobieta obawiając się bólu, generuje go sama poprzez nieodpowiednie reakcje fizyczne – zły oddech, koncentrowanie się na nieodpowiednich partiach mięśni.
- Panika nie sprzyja rodzeniu, trzeba zaufać naturze i poddać się reakcjom organizmu.
- Położna chce Ci pomóc, od waszej współpracy zależy naprawdę dużo.
Ponadto wiedziałam (i widziałam na filmach „instruktażowych”) już jak dokładnie wygląda poród SN, poprzez cesarskie cięcie, kleszczowy, vacuum, na jakie fazy poród się dzieli i ile trwają, jak i ile razy dziecko się obraca w trakcie porodu i dużo dużo więcej. Ponadto dowiedziałam się także jakie są zalecenia do wykonania cięcia krocza, lewatywy, golenia itp. Phi, dla niektórych sprawy drugorzędne, ale prawda jest taka, że każdej ciężarnej te sprawy spędzają sen z powiek 🙂
Przygotowanie psychiki, czyli nastawienie i motywacja
Zaopatrzona w solidną wiedzę doszłam do wniosku, że co ma być to będzie, wierzę w siebie i swoją moc sprawczą. Myślę, że motywacja odegrała ogromną rolę w procesie przygotowania psychiki do porodu. Szkoła rodzenia tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że w kobietach tkwi ogromna, nieposkromiona siła, z której częstokroć nie zdają sobie sprawy, a która zostaje wspaniale wyeksponowana w trakcie przełomowego wydarzenia, jakim jest poród. Wydanie na świat Małego Człowieka, Istoty Żywej, która przez tyle miesięcy wykształciła każdy organ, maleńką komórkę czy tkankę dzięki nam i w naszym ciele – ta myśl jest tak niesamowita i budująca, że..szok! Kobieta jest w stanie dokonać takiego Małego Cudu. Ok, nie zupełnie sama 😛
Przygotowanie ciała, czyli aktywność fizyczna
Głowa to jedno, a ciało drugie – i wcale nie mniej ważne. Na początku pierwszej ciąży z góry zakładałam, że pozostanę aktywna fizycznie. Zakładałam – no właśnie. Okazało się, że ciążę przechodzę bardzo źle. Pierwsze 4 miesiące wspominam jako wycięte z życiorysu, w których liczyłam odstępy między kolejnymi wizytami w toalecie z głową pochyloną nad muszlą klozetową. Potem już na szczęście było lepiej, aczkolwiek całą ciąże miałam pod górkę, przechodząc chyba wszystkie możliwe dolegliwości ciążowe. Kiedy jednak miałam lepsze okresy, głównie 6 i 7 miesiąc, zaczęłam trochę więcej się ruszać. Nie mogłam sobie wprawdzie pozwolić na treningi z prawdziwego zdarzenia (podejrzenie ciąży zagrożonej, anemia, przeziębienia, rotawirus, 3 pobyty w szpitalu), ale kiedy mogłam w nawyk wszedł mi codzienny spacer 3 km oraz basen raz w tygodniu. Oprócz tego prowadziłam zdrowy styl życia, zero używek, zbilansowana dieta. Od 7 miesiąca (żałowałam, że zaczęłam tak późno) regularnie średnio co 2-3 dzień wykonywałam ćwiczenia przygotowujące do porodu. Były to zarówno ćwiczenia oddechowe – które uczyły mnie w jaki sposób, w której fazie porodu oddychać, jak i ćwiczenia rozciągające i wzmacniające mięśnie dna miednicy, a także ćwiczenia relaksacyjne. Oprócz tego pożyczyłam sobie piłkę do ćwiczeń, na której również przynajmniej raz dziennie przez kilka minut ćwiczyłam. Na ok. miesiąc przed samym porodem zwiększyłam aktywność – codziennie uprawiałam jogę, ok. 2 razy w tygodniu pływałam w jeziorze. Ostatnie dni przed porodem także nie próżnowałam, gdyż bałam się przenoszenia ciąży i indukcji porodu. Dlatego dużo spacerowałam, chodziłam po schodach, na kilka dni przed umyłam wszystkie okna, a na 3 dni przed zaliczyłam jeszcze kąpiel w jeziorze 🙂 Dzisiaj śmiem twierdzić, że przygotowanie fizycznie odegrało ogromną rolę przy porodzie lub przynajmniej zadziałało jak efekt placebo, pozostawiając mnie w przeświadczeniu, że moje ciało jest zdolne do wydania dziecka na świat. Poza tym dzięki ćwiczeniom łagodniej znosiłam wszystkie dolegliwości III trymestru np. bóle pleców.
Jaki był efekt?
Udało mi się urodzić siłami natury zdrowe i piękne dziecko. Bolało jak cholera, ale moja nauka i przygotowania nie poszły w las. Od pierwszych skurczów w domu pozostawałam aktywna – spacerowałam, rozciągałam się, skakałam na piłce. Pierwszą fazę porodu w szpitalu spędziłam również aktywnie, dzięki czemu mój poród, licząc od wejścia na porodówkę trwał 5 godzin. Miałam chwilę załamania, ale ostatecznie dałam radę.
Poród wspominam jako najbardziej intensywne doświadczenie w życiu. Wcale nie najgorsze czy najlepsze – rzekłabym raczej – kompleksowe. Uważam, że przy porodzie kobieta doświadcza tak skrajnych emocji i wrażeń, że to właśnie ich zderzenie, a do tego niepohamowana siła walki i życia, stanowią o pięknie i wyjątkowości tego dnia. Z jednej strony jest to fizyczny ból nieporównywalny do żadnego innego, a z drugiej ogromna moc, siła, zdolność do dokonania niemalże cudu. Przynajmniej ja to tak czułam. Nigdy w swoim dotychczasowym życiu nie czułam się tak wspaniała i silna jak po wydaniu na świat dziecka. Myślałam sobie wtedy (i nadal myślę, a co!) –– nie ma już nic czego bym nie mogła zrobić, nic nie jest w stanie mnie zatrzymać, ani załamać, bo wydałam na świat Małego Człowieka. Czy może być coś piękniejszego? Teraz wiem, że poród wzmocnił moją psychikę na całe życie i to w wielu wymiarach. Dlatego jestem wdzięczna losowi za tą piękną lekcję i za to, że mogłam urodzić tak, jak chciałam. Wszystkie kobiety, z którymi przyszło mi rozmawiać o porodach były ze mną zgodne w jednym – tego nie można sobie ani wyobrazić, ani opisać, ani zaplanować. Można jednak się starać jak najlepiej przygotować – dla dobra dziecka, jak i samej siebie. Ja zrobiłam co w mojej mocy, a co Ty zrobisz?
2 comments