Po zwiedzaniu historycznych atrakcji Fuerteventury ruszyliśmy na poszukiwanie plaży idealnej. Mieliśmy ochotę trochę poleniuchować, szczególnie, że w Polsce zostawiliśmy zimę, pluchę i temperatury rzędu 0°C, poza tym Myszek – nasz półtoraroczniak szczególnie uwielbia piasek, a wiaderko i łopatka to jego ulubione podorędzie.
Plaże Fuerteventury
Plaże Fuerteventury są uznawane za najpiękniejsze i najliczniejsze z całego archipelagu wysp. Na większości z nich mamy przyjemność spotkać drobny, złoty piasek, szczególnie lubiany przez wczasowiczów. Krajobrazowo plaże rzeczywiście prezentowały się pięknie. W wielu miejscach wyspy można było podziwiać rozciągające się wręcz kilometrami złote pasy błyszczącego piasku. Plażowanie natomiast to już zupełnie inna para kaloszy. O ile temperatura w grudniu pozwalała na kąpiel w oceanie (ok. 20°C), o tyle silny wiatr praktycznie uniemożliwiał miłe i komfortowe wylegiwanie się z dzieckiem. My jednak byliśmy uparci i jako, że Myszek uwielbia zabawy w piasku, szukaliśmy miejsc osłoniętych od wiatru. Gdzie nam się udało?
Caleta de Fuste
Wzdłuż samej plaży w Caleta de Fuste ciągnie się szeroka promenada. My upatrzyliśmy sobie miejsce, w którym usypany był wał z kamieni, dzięki czemu powstały przy nim naturalne zatoczki. Kładąc się na piasku, nawet przy silnym wietrze można było rozebrać się do rosołu i zażywać słońca, ale wystawienie głowy na wysokość ok. metra już skutkowało odczuciem silnego wiatru. Rodzice leżeli, a Myszek nie przekraczający póki co wysokości metra bawił się na całego, więc wszyscy byli zadowoleni.
Plaże na południu wyspy – Sotavento i Morro Jable
Południe wyspy – półwysep Jandia słynie z najliczniejszych plaż. Wśród nich na czele w rankingach znajduje się Playa Sotavento jako najpiękniejsza z plaż. Rodzicom z dziećmi szczególnie polecana jest jej część nazwaną Playa Barca, znana z tego, że podczas przypływów tworzy się tam płytka, rozległa laguna znana jako Laguna Sotavento. Czytając takie rekomendacje oczywiście nie mogliśmy odmówić sobie wycieczki na Sotavento. Pominęłam jednak pewien „szczegół”. Playa de Sotavento oznacza dosłownie „plaża, na której wieje”. Okazuje się bowiem, że ze względu na ukształtowanie terenu, szerokość plaży (miejscami do 1 kilometra) oraz silne wiatry plaża ta to raj dla windsurferów i kitesurferów. To właśnie tutaj odbywają się coroczne Mistrzostwa Świata w Windsurfingu. Plaża prezentowała się rzeczywiście okazale – bardzo szeroka, o złocistym piasku i łatwym dostępie do morza, ale niestety niczym nie osłonięta. Nie tego szukaliśmy, gdyż o leżeniu nie było mowy, a przy spacerze na tak otwartej przestrzeni dosłownie urywało głowę.
Jeszcze dalej na południe od Sotavento zawitaliśmy do turystycznej miejscowości Morro Jable – tutaj także znajdują się szerokie piękne plaże. Samo Morro Jable nie zachwyciło nas niczym szczególnym. Jest to miejscowość preferowana głównie przez niemieckich turystów, typowo komercyjna, gdzie przy głównej alei ciągną się setki sklepów, a po drugiej stronie drogi jest już właśnie plaża. Widok na wysokie hotele nie za bardzo przypadł nam do gustu, ale mimo wszystko postanowiliśmy spędzić tam 2 godziny, skoro już poświęciliśmy jeden dzień naszej wycieczki na zwiedzanie południa wyspy. Ostatecznie wybraliśmy Playa del Mattoral zaraz przy rozpoznawalnej latarni w Morro Jable. Mimo wiatru udało nam się schronić za parawanami rozstawionymi przez obsługę jednego z hoteli.
Corralejo – boskie wydmy, rezerwat przyrody i piękne plaże
Corallejo to kurort położony na północno-wschodnim krańcu wyspy. Znany jest głównie ze względu na ciepły i suchy klimat oraz piękne i liczne plaże zaliczane do najpiękniejszych na świecie. Dla miłośników przyrody o atrakcji tego miejsca świadczy położony tuż za miastem Rezerwat Przyrody Parque Natural Dunas de Corralejo, który jest absolutnym must see pobytu na Fuercie! Rezerwat to obszar ponad 26 km2, na którym w pasie ponad 10 km wzdłuż linii brzegowej ciągną się wydmy pochodzenia organicznego, powstałe z rozpadu szkieletów organizmów morskich. Sam park nie jest niczym ogrodzony, a „wstęp” do niego jest całkowicie bezpłatny. W praktyce kierując się z Corralejo na południe, wjeżdżamy bezpośrednio do parku, a wydmy możemy podziwiać z okien samochodu, gdyż znajdują się przy samej drodze. Warto jednak się zatrzymać i spędzić trochę czasu w tym wyjątkowo malowniczym miejscu. Kilometrowe wydmy pokryte są miałkim białym i jasnożółtym piaskiem, który po jednej stronie kontrastuje z lazurową wodą Oceanu, a po drugiej z czarno-szkarłatnymi wzgórzami pochodzenia wulkanicznego. Otwarta przestrzeń, wydmy ciągnące się po horyzont, bryza wody oraz odbijające się od oceanu i skał wulkanicznych słońce tworzą naprawdę bajkowy krajobraz. Co ważne, po wydmach można do woli spacerować, odkrywając za każdym pagórkiem nowy krajobraz. My niestety musieliśmy odpuścić sobie długie spacery ze względu na Myszka, ale zatrzymaliśmy się w kilku miejscach, by podziwiać widoki. Podczas gdy w Polsce o tej porze na drogach rządziły odśnieżarki, tutaj spotkaliśmy…maszynę do usuwania piasku z drogi! Ponadto, wjeżdżając do parku, spostrzegliśmy dziesiątki kolorowych latawców od kitesurfingu na horyzoncie! Okazuje się również, że to właśnie w Corralejo odbywają się międzynarodowe zawody w puszczaniu latawców (Kite Festival), które co roku w listopadzie ściągają tysiące fanów i turystów.
Tuż za miastem rozciąga się jeden z najbardziej znanych na wyspie kompleksów plaż zwany Grandes Playa de Corralejo. Plaże są rzeczywiście piękne – szerokie, malownicze o jasnym, drobnym piasku. Na pewno podczas sezonu są idealne do wypoczynku i sportów wodnych, ale w okresie, w którym my tam trafiliśmy, niestety było zbyt wietrznie na plażowanie. Okolica i rezerwat były jednak tak malownicze, że uparliśmy się na znalezienie chociażby kawałka osłoniętego miejsca. Przejechaliśmy więc cały rezerwat i na jego samym końcu znaleźliśmy upragnione miejsce na plażowanie. Zachęceni ilością kilkunastu aut zaparkowanych na poboczu udaliśmy się w kierunku plaży, by dostrzec na niej nic innego, jak kamienne bunkry. Zbudowane najprawdopodobniej przez turystów z czarnych kamieni z dna oceanu, wysokie na ok. pół metra murki, ułożone w półkole okazały się idealnym rozwiązaniem! Szybko ruszyliśmy na poszukiwanie wolnego „bunkra”, po drodze natrafiając m.in. na naturystów. Na szczęście nie było tłumnie, więc już po chwili wygrzewaliśmy się w słońcu, racząc się malowniczym krajobrazem oceanu, wydm i skał wulkanicznych. Znaleźli się też amatorzy kąpieli w oceanie.
Plażowanie w Ajuy – dzień idealny
Mimo, że na Fuerteventurze królują złote, szerokie plaże mi najbardziej do gustu przypadła plaża z czarnym, wulkanicznym podłożem w miejscowości Ajuy w północno-zachodniej części wyspy. Wybierając się tam, wiedzieliśmy jedynie, że w małej, rybackiej miejscowości znajduje się czarna plaża. Gdy zobaczyliśmy parking pełen aut, wiedziałam już, że nie sama plaża przyciągnęła tylu turystów. Okazało się, że obok wyjątkowo malowniczej plaży nad Czarną Zatoką znajdują się słynne wulkaniczne jaskinie Caleta Negra powstałe w wyniku erozji. Droga do jaskiń prowadzi po kamiennej ścieżce na klif, zaczynającej się przy samej plaży, a znajdująca się tam tablica informuje, że wchodzimy na teren Pomnika Przyrody, na który składają się naturalnie utworzone przez magmę i skały osadowe klify i jaskinie. Pomnik Przyrody w Ajuy liczy sobie ok. 70 mln lat i tym samym uznaje się go za najstarszy zachowany zespół geologiczny na Wyspach Kanaryjskich. Czarna Zatoka była świadkiem historycznych wydarzeń – to właśnie tutaj w 1402 roku miał przybyć po raz pierwszy Jean de Béthencourt, który 3 lata później podbił wyspę, zmuszając jej dwóch władców – Ayosa i Guize do przyjęcia chrztu. Ponadto legenda głosi, że wydrążone w skale jaskinie z krętymi korytarzami miały być miejscem, w którym lokalni piraci chowali swoje łupy.
Tak urokliwego miejsca z historią w tle dawno nie widziałam. Błękitne fale rozbijające się o wulkaniczne skały tworzyły wyjątkowy krajobraz. Z chęcią weszliśmy na klif, żeby podziwiać widoki na Czarną Zatokę. Miejsce niestety nie jest zbyt przyjazne dla rodzin z dziećmi, gdyż o ile wjechaliśmy wózkiem na szczyt kamienną ścieżką, o tyle na górze dalsza droga prowadziła po wyboistych skałach, a samo dojście do jaskiń składało się z ustępów skalnych i schodków. Poprzestaliśmy więc na oglądaniu jaskiń z daleka, gdyż schodzenie z dzieckiem na rękach dla kobiety w ciąży uznaliśmy za zbyt niebezpieczne. Na dole, na samej plaży czekała nas nagroda. W końcu udało się znaleźć plażę idealną na odpoczynek, zabawy w piasku i zażywanie kąpieli słonecznej. W zatoce było cicho i bezwietrznie, słychać było tylko huk rozbijających się o klify fal. Ze względu na silne prądy wodne kąpiel w zatoce jest zakazana, ale można było się chociaż zmoczyć w wodzie. Czarny, przyjemny piasek okazał się nie lada gratką dla Myszka. Z chęcią kopał, rzucał i przysypywał sobie piaskiem nóżki. Bezskutecznie próbowaliśmy odwieść go od sypania czarnego piasku na nasz biały ręcznik 🙂 I tak spędziliśmy najpiękniejszy dzień na Fuerteventurze. Leniwie, spokojnie, odseparowani od gwaru turystycznych miejscowości na czarnej plaży w Ajuy. Cappuccino ze słodką pianką, przyniesione z pobliskiego baru tylko dopełniło rozkoszy tego popołudnia, którego nie zapomnę do końca życia.
1 comment