Połóg. Dlaczego nikt mnie nie ostrzegł?

Jeżeli czegokolwiek żałuje z czasu mojej pierwszej ciąży, to tego, że nie spotkałam na swojej drodze żadnej dobrej duszy, która ostrzegłaby mnie przed tym, jak pierwsze dni/tygodnie po porodzie potrafią dać w kość. Bo o tym raczej się nie mówi. No bo w końcu dziecko w rodzinie, wszyscy mają być szczęśliwi i zadowoleni, a to, że kobiecina oprócz wydawania ochów i achów nad dzieckiem zmaga się jeszcze z połogiem wiele osób zapomina.

To nie jest tak, że miałam jakąś wyidealizowaną wizję rodzicielstwa. Serio. Przygoda pt. „dziecko” zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie i otworzyła drzwi do świata doświadczeń i emocji, których absolutnie się nie spodziewałam. Po prostu uważam, że za mało wagi przykłada się do edukacji na temat okresu poporodowego, gdyż może się zdarzyć, że połóg sam w sobie okazuje się bardzo trudnym doświadczeniem.  Większość osób skupia się na dolegliwościach ciążowych ostatniego miesiąca i na samym porodzie, a o połogu mówi się mało, albo wcale. A z połogiem nawet bardzo trudnym można sobie poradzić, tylko trzeba wiedzieć jak. Najgorsza jest ignorancja bliskich nam osób, którym niestety trudno zrozumieć czym jest baby blues, albo w wersji hard – depresja poporodowa. Potem zdarzają się tragiczne w skutkach historie o matkach, które w depresji robią straszne rzeczy. Lepiej więc przygotować siebie i bliskich, na to, że może to być bardzo wymagający okres. A jak nie będzie, to fajnie.

Nie mówię, że tak musi być. Pewnie u zdecydowanej większości z Was pierwsze dni z maleństwem to były/będą najpiękniejsze chwile w życiu. Znam kobiety, które 3 dni po porodzie śmigały w domu z mopem, stały nad garami, a do tego miały czas i chęci włosy umyć i makijaż zrobić. Serio, to się zdarza. Z resztą u mnie tak wyglądało po drugim porodzie. Zdarza się jednak też tak, że kobieta jest przykuta do łóżka, oblegana przez małego ssaka, który dosłownie chce ssać pierś NON STOP, nie ma siły wstać zrobić sobie kanapki, nie mówiąc już o prysznicu. Wszystko ją boli i rwie, cycki pękają w szwach, a każdy się dziwi, że owa kobiecina się nie tryska szczęściem, że dziecko urodziła.

Wychodzę więc z założenia, że o tym mówić trzeba i należy. Że nie zawsze jest kolorowo i jak z obrazka. Że lepiej przygotować się na gorsze i przeżyć miłe zaskoczenie niż na odwrót. Na co więc należy się przygotować?

Karmienie to nie bułka z masłem

Powiem to na początku, żeby było jasne. Jestem wielką zwolenniczką i propagatorką karmienia piersią. Przed porodem nasłuchałam się na temat tego cudu jakim jest mleko matki, że to nie tylko pokarm, ale substancja żywa, cudotwórcza, posiadająca komórki macierzyste i milion innych właściwości, o których nie miałam pojęcia. Wiedziałam, że będę karmić jak najdłużej. Trochę nie rozumiałam po co na szkole rodzenia tyle uwagi poświęcano instruktażom na wypadek zastoju, zapalenia piersi, popękanych brodawek itd. Myślałam sobie „ok, mówią o tym, tak jak o pierwszej pomocy dla noworodków, pewnie nigdy się nie przyda (miejmy nadzieję), ale warto wiedzieć w razie w”. Oj… jak bardzo się myliłam. Zdolność kobiety to produkcji pokarmu i wykarmienia swojego potomstwa nadal uważam za ósmy cud świata, ale też wiem, że potrafi to być ciężki kawałek chleba i orka na ugorze. Dlatego tym bardziej powinno szerzyć się wiedzę na temat karmienia piersią,  edukować społeczeństwo, ale przede wszystkim wspierać w tym zakresie młode matki szczególnie na początku mlecznej drogi, gdyż sama wiem z doświadczenia, że karmienie nie zawsze idzie gładko, a wątpliwości w głowie mnożą się w zastraszającym tempie. Moje problemy karmieniowe uważam za największą bolączkę pierwszych dni połogu. Biję się jednak w pierś, że wtedy o karmieniu wiedziałam prawie nic. Do dziś pamiętam jak w ciągu pierwszych tygodni spędzałam nieprzespane noce z dziecięciem w ręku i telefonem w drugim na fotelu do karmienia i przetrząsałam blog Hafiji w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Co mnie najbardziej zaskoczyło w karmieniu? Przede wszystkim, że mimo, iż jest to czynność naturalna, to wcale nie prosta. To nie tak, że natura Cię do tego stworzyła, dziecko się rodzi, Ty masz pokarm, przystawiasz dziecko do piersi, a ono je i się najada. Zarówno Ty i jak i dziecko musicie NAUCZYĆ się karmienia, nauczyć się siebie. Ono – kształtu Twojej brodawki i prawidłowego ssania, Ty – umiejętnego przystawiania i rozpoznawania oznak aktywnego ssania. Bez tego ani rusz. Karmienie na początku boli, szczególnie gdy nieprawidłowo przystawiasz. Potem zdarzają się właśnie takie historie jak u mnie, typu popękane brodawki i strupki. Ponadto to nie mit, że niektóre noworodki dosłownie wiszą na cycu całymi dniami, albo że chcą ssać co 15 minut. Przez 60 minut. I za 15 minut znowu. To fakt. Najbardziej jednak zaskoczył mnie nawał pokarmu. W moim wypadku objawił się nie tylko ogromnymi, ciepłymi, wypełnionymi do granic możliwości piersiami, ale też gorączką, dreszczami, bólem mięśni i stawów. Piersi były baaardzo tkliwe, ciężkie, twarde, do tego stopnia, że kąpiąc się musiałam sobie je podtrzymywać, bo miałam wrażenie, że się urwą 🙂 Tutaj także bardzo ważna jest wiedza jak postępować przy nawale, ponieważ nie zliczę osób, które widząc mój stan doradzały mi odciąganie pokarmu.., a to chyba najgorsze, co mogłabym zrobić.. Karmienie piersią to temat rzeka, o którym mogłabym się rozwodzić bardzo długo, ale o tym może innym razem. W każdym razie już nie raz spotkałam się z opiniami, że w początkach macierzyństwa to właśnie KP spędzało kobietom sen z powiek, sen którego swoją drogą tak bardzo potrzebują…

Zero snu

Jeśli  zapytać matki z czym najbardziej kojarzą sobie macierzyństwo, zakładam, że 9 na 10 odpowie że z nieprzespanymi nocami. Nastawiłam się więc na to. Na ciężką pracę, zarwane nocki  i totalne zmęczenie. Ale wiesz co? Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, co z człowieka wychodzi, kiedy cierpi na permanentny, trwający tygodniami, a potem miesiącami brak snu. Teraz już rozumiem dlaczego zabranianie snu było powszechnie stosowane jako wojenna tortura. Pal licho te pierwsze dni po porodzie.. Wtedy jeszcze jesteś pod wpływem ogromnych emocji. Prawdziwy sprawdzian dla Ciebie i dla partnera to niewyspanie ciągnące się tygodniami.  Wtedy dopiero z człowieka wychodzi jego najciemniejsze oblicze. Kołysząc dziecko kilka godzin na rękach, po którejś z rzędu nieprzespanej nocce, na wpół żywa i świadoma jesteś jak tykająca bomba, która może wybuchnąć z byle przyczyny. Bo mucha Ci lata koło nosa. Bo ktoś się na Ciebie krzywo spojrzał. Bo dzwonek zadzwonił akurat jak dziecię do łóżeczka odłożyłaś. Serio. Dlatego każda minuta snu jest na wagę złota. Przekonujesz się, że wcale nie potrzebujesz miękkiego łóżka, zasłoniętych rolet, pełnego brzucha i ulubionej zielonej herbaty do snu. Zasypiasz wszędzie i w każdej pozycji. A tego, co się zadeklaruje w ramach pomocy dla matki polki, że weźmie dziecko na spacer, najchętniej byś po stopach całowała.

Problemy z poruszaniem się

Oczywiście wszystko zależy od porodu, ale należy się nastawić na to, że pierwsze dni po porodzie pod względem Twojej motoryki mogą okazać się nie lada wyzwaniem. Boląca rana, czy to po cc, czy rana krocza oraz uwierające szwy mogą uniemożliwiać lub utrudniać poruszanie się. Do tego bolące mięśnie, stawy, pełne piersi, krwawienie połogowe… Nic przyjemnego. W moim wypadku ze względu na uraz kości ogonowej podczas porodu miałam wielkie problemy z normalnym siadaniem przez 4 miesiące, ale pierwsze tygodnie to był hardcore. Każda zmiana pozycji, położenie się do łóżka, przewrócenie na bok to był dla mnie wyczyn. Z fotela podnosiłam się kilkanaście sekund. Siedziałam tylko na tzw. kole ratunkowym, czyli poduszce w dziurką. A przed porodem zakładałam, że po 4 tygodniach zacznę ćwiczyć z Chodakowską..ta…

Jak przetrwać?

Zaangażuj kogoś do pomocy. Być może będziesz tą szczęściarą, że poradzisz sobie świetnie sama. A co jeśli nie? U mnie w praktyce pierwsze 2 tygodnie połogu wyglądały tak, że  leżałam z dzieckiem, a mąż/mama/teściowa donosili mi posiłki. Czasami wstałam coś zjeść lub wziąć prysznic. Największą i nieocenioną pomoc otrzymałam od męża. Do dziś dziękuję losowi, że był to czas, kiedy akurat mąż miał wolne i ogarniał dosłownie WSZYSTKO. Od opieki nade mną i Myszkiem, po gotowanie, sprzątanie i swoje sprawy. Pamiętam, że intensywnie wtedy myślałam o tym, co robią w takiej sytuacji kobiety, które mają facetów będących na bakier z obowiązkami domowymi i gotowaniem, a i noworodka boją się chwycić, bo jeszcze nie daj Boże zrobią mu krzywdę.. Albo mąż nie może wziąć urlopu z pracy, a rodzice/teściowie mieszkają daleko… Albo samotne matki.. Albo matki bliźniaków. Naprawdę pełen szacun dla Was.

Huśtawka emocjonalna towarzysząca temu okresowi pozostanie w mojej pamięci na długo. Z jednej strony ogromna euforia z powodu narodzin pierworodnego, niedowierzanie, łzy w oczach na widok kolejnej słodkiej minki, z drugiej wyczerpanie, ból, łzy, zmartwienia i niepewność. Połóg jak połóg, na szczęście trwa tylko kilka tygodni. Potem na szczęście było już tylko z górki. W końcu wydałam dziecko na świat, więc teraz już nic mnie nie zabije 🙂

1 comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.