Mówi się, że każda matka, bez względu na to ile błędów popełnia, jest najlepszą matką dla swojego dziecka. A jak to jest z ojcami? Czy tatusiowie też mają tacierzyństwo zakodowane w genach?
Z facetami bywa tak, że bardzo obawiają się decyzji o dziecku. Zwlekają, stękają, wymyślają co rusz nowe wymówki. Ten typ po prostu tak ma, że nigdy nie będzie gotowy, dopóki dziecko nie pojawi się na świecie. Czasami jest to dzieło przypadku, czasami siły perswazji wybranki, a jeszcze kiedy indziej zdolności wmanewrowania faceta w dziecko, tego nie komentuję 🙂 Często gęsto Ci ojcowie okazują się wspaniałymi tatusiami i nie wyobrażają sobie, jak mogli nie chcieć dzieci. Choć nie zawsze. Jest jeszcze druga grupa facetów, którzy w pojawieniu się dziecka na świecie nie widzą nadchodzącej apokalipsy, a wręcz chcą i nie mogą się doczekać. Ja miałam to szczęście, że mój wybranek należy właśnie do tej grupy. Co sprawia natomiast, że facet (nie) sprawdza się jako ojciec?
POŚWIĘCONY CZAS – Luk po prostu lubi spędzać czas z dziećmi. Dla niego fajniej jest robić coś z dziećmi niż samemu. W ten oto sposób angażuje Myszka w wiele czynności codziennych, a maluch dzięki temu uczy się od taty i o tacie. I tak dla Luka nie jest problemem, aby wziąć dziecko na zakupy, do banku, na spotkanie z klientem, na ryby, do ogródka czy garażu. Razem majsterkują, pielą, zrywają truskawki, koszą trawę, robią zakupy, załatwiają różne sprawy, a po prostu Myszek obserwuje, albo zajmuje się swoimi sprawami. Nie muszę chyba wspominać, jak bardzo jestem czasami wdzięczna Lukowi za to, że zabiera syna, podczas gdy ja nie muszę uganiać się za dwójką i mam pod opieką chwilowo tylko jedno dziecko.
DZIECKO TO NIE PRZESZKODA – z tym wiąże się kolejny punkt. Dzieci dla Luka nigdy nie są przeszkodą. Ani przeszkodą, żeby coś załatwić, ani żeby pojechać na wakacje, ani żeby spędzić fajnie czas. Wiadomo, że każdy potrzebuje czasami chwil dla siebie samego lub w małżeństwie tylko we dwoje, bez dzieci. Ale tak na co dzień, kiedy jednak 98% czasu spędzamy z dziećmi warto nie traktować ich jak zawadę, ale wartość dodaną. No bo tak, przecież z nimi wiele rzeczy jest po prostu fajniejszych!
ZAANGAŻOWANIE W WYCHOWANIE – nie znam drugiego faceta, który tak opiekuje się dziećmi jak mój Luk. Serio, Luk w przebiegach wygrywa z wieloma matkami jeśli chodzi o „ogarnięcie” dzieciaków. Gdy się nimi zajmuje, widać, jakby to miał w krwi. Ale co konkretnie? Przede wszystkim zrobi przy dzieciach WSZYSTKO. Ja naprawdę załamuję ręce, gdy słyszę te wszystkie historie o ojcach, którzy np. przebierają siku, ale kupy już nie, bo się brzydzą. Swojego dziecka? Serio? Żal mi Was panowie. Ostatnio kosmetyczka opowiadała mi o sytuacji, gdy przyszła do niej klientka na hybrydy z kilkumiesięcznym dzieckiem i tatusiem, bo ten nie zostaje sam z dzieckiem, nawet na godzinę. Mało tego, tatuś postawił dziecko w nosidełku i nawet go nie wyjął, a klientka zwierzyła się, że tatuś nie bierze w ogóle dziecka na ręce, bo się boi (!). Moim wielkim szczęściem jest posiadanie faceta, który i nakarmi, i przebierze, i wykąpię, i poda lekarstwo i wykona wszystkie inne czynności opiekuńczo-pielęgnacyjne, które tylko można sobie wyobrazić z niemowlakiem.
WSPÓŁODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA DZIECI – to nie jest tak, że skoro matka siłą rzeczy spędza więcej czasu z dziećmi, to jest GŁÓWNĄ odpowiedzialną za wychowanie. Oj nie, bo co jak co, ale potem ewentualne wtopy wychowawcze też najłatwiej zwalić na biedną matkę. Bo rozpuściła, za dużo pozwalała, nie reagowała na brojenie.. U nas nie funkcjonuje ta zasada, że matka wychowuje, a ojciec POMAGA. Dlaczego ma tylko POMAGAĆ przy dziecku, skoro jest takim samym równoprawnym rodzicem, co matka. W przyszłości tak samo jak matka będzie dumny podczas gdy dziecko odbierze świadectwo, wygra konkurs w szachy czy skończy studia. Dlaczego więc teraz brudna robota ma spoczywać na matce, a ojciec ma POMAGAĆ? Dom tworzymy wspólnie, dziecko też o dziwo zrobiliśmy wspólnie 😛 Dlatego obydwoje ponosimy taką samą odpowiedzialność za nasze latorośle. W razie czego wina rozkłada się na pół 🙂
DZIECI NA PIERWSZYM MIEJSCU – strasznie podoba mi się, jak faceci myślą o codziennych sprawach przez pryzmat dzieci i rodziny. Decyzja o powiększeniu rodziny wiąże się z nieuniknionym braniem pod uwagę dzieci w każdym aspekcie życia. Mam wrażenie, że niektórzy o tym zapominają. Albo niby pamiętają, ale w sumie jednak stawiają na siebie na pierwszym miejscu. Czasami trzeba zrezygnować z cotygodniowego wyjścia na siłownię, bo trzeba dziecko wozić na zajęcia z angielskiego, basen czy taekwondo. Albo odpuścić sobie kino, bo dziecko smarka. Albo planując wyjście/weekend/wakacje myśleć jakie atrakcje są na miejscu dla dzieci. To mi się podoba w Luku – zawsze myśli o dzieciach. Nawet jak mu się bardzo nie chce, to ochoczo poświęci swój czas i energię po to, by zadowolić dziecko.
Zapytacie pewnie, czy ten mój Luk ma jakieś wady? Ano pewnie, że ma, jak każdy. Nie wierzę w ideały, ale jemu do ideału najbliżej 🙂 Nasze życie obecnie kręci się wokół dzieci, więc staramy się zrobić z rodzicielstwa coś przyjemnego na co dzień, a nie tylko ciężką harówkę. Nie raz, nie dwa jest rzeczywiście trudno, masa obowiązków, zmęczenie, dwójka małych dzieci. Dlatego dużo rozmawiamy i po prostu dzielimy się obowiązkami, dzięki temu mamy motywację, by być najlepszymi rodzicami dla naszych dzieci. Czy to ma jakieś znaczenie, że ja widzę w swoim mężu najwspanialszego ojca? Hm nie wiem, nie jestem subiektywna, bo jestem zakochana 🙂 W pewnym sensie każda żona powinna widzieć w swym mężu to, co najlepsze. Jednak najbardziej liczy się zdanie dzieci. Może jeszcze do końca tak nie potrafią zwerbalizować swoich myśli, a jednak patrząc na więź dzieci z tatą, serce rośnie! Drodzy tatusiowie, wy też odwalacie kawał dobrej roboty! Jesteście tam, gdzie nie zawsze jest mama. Albo po prostu jesteście…inaczej. A to też jest ważne.