Prezent dla podróżnika – wizyta w symulatorze lotów!

Prezent dla wymagającego podróżnika, czytaj mojego męża Luka, to prawdziwe wyzwanie. Wykupienie biletu lotniczego? Nie na każdą kieszeń. Gadżet podróżniczy? Są ich tysiące, ale jak sprostać oczekiwaniom kogoś, kto ma swoje sprawdzone akcesoria? Wszystko ma, a jak nie ma, to sam sobie kupi. Gdy wpadłam na informację o pierwszym (i jak na razie jedynym) symulatorze lotów w Polsce, wiedziałam już, że to będzie strzał w dziesiątkę. Ha! Tym razem go przechytrzyłam…

GearUP z siedzibą w Poznaniu to jedyny w Polsce symulator lotu, gdzie możesz poczuć się jak kapitan i usiąść za sterami samolotu pasażerskiego 737NG. Wierna replika kokpitu samolotu jest wyposażona we wszystkie kontrolki, przełączniki, dźwignie jak w pierwowzorze. Dzięki symulacji latania w wirtualnych przestworzach czujesz się jakbyś naprawdę sterował kilkudziesięciotonową maszyną.

Jak? Gdzie? Kiedy?

Lot wykupujesz przez stronę internetową [KLIK]. Jest także opcja vouchera na prezent, bon obowiązuje pół roku. Mamy do wyboru 15, 30, 60 lub 90 minut. Potem umawiasz się przez www lub telefonicznie. Do symulatora wchodzi osoba, która będzie pilotem + 2 osoby towarzyszące. Jest również możliwość podzielenia czasu np. na 2 osoby.

GearUP zlokalizowany jest w centrum Poznania, dotarcie tam jest banalnie proste. Wchodzimy po schodach i od razu jesteśmy w lotniczym świecie. To miejsce jest naprawdę fajnie zaaranżowane. Widzimy krzesła samolotowe, galerię lotniczą, lotniskowe oznaczenia, recepcję oraz fajną kawiarenkę SkyCafe, gdzie oczekujemy na swój „lot”.

Przebieg lotu

Najpierw urocze stewardesy przeprowadzają z nami krótką rozmowę i pokazują film instruktażowy. Nam nie udało się niestety za wiele zapamiętać, natłok informacji i podekscytowanie zrobiły swoje. Następnie miły pan pilot zaprasza nas do symulatora, który wygląda z zewnątrz jak większa kabina solarium. Wchodzimy do przyciemnionego pomieszczenia, a naszym oczom ukazuje się kokpit, fotele pilota, cały mechanizm, obraz lotniska za szybą – to wszystko sprawia bardzo realne wrażenie. W zależności od wykupionego pakietu, ustalamy wspólnie plan lotu. My mieliśmy opcję godzinną, co pozwala na całkiem fajne doświadczenie. Najpierw kapitan proponuje instruktażowy lot, ale to Luk od razu siedzi za sterami, a kapitan opowiada po kolei co robić. Kilka objaśnień nazewnictwa poszczególnych mechanizmów, chwytamy za wolant (samolotową kierownicę) i…startujemy! Robimy kółko nad miastem, naszym oczom ukazuje się Burj Khalifa, więc od razu poznaję, że startowaliśmy w Dubaju. Robimy rundkę nad Zatoką Perską i mamy lądować. Jedno podejście, drugie…oj ta sztuka wcale nie jest taka łatwa, okazuje się, że Luk rozbiłby samolot 🙂 Następnie pilot proponuje kolejny lot z dowolnego lotniska na świecie. He he myślę sobie, co za chwyt marketingowy, na pewno nie mają symulacji WSZYSTKICH lotnisk na świecie, a znając Luka na pewno zaraz wymyśli jakieś niszowe lotnisko. I tak, pada nazwa: TROMSO, Norwegia. Pilot trochę się dziwi, ale klika coś w swoim urządzeniu i..jest  lotnisko w Tromso:) Tym razem od początku do końca Luk próbuje sam sterować maszyną. Kolejny lot odbywa się w trudnych warunkach atmosferycznych: podczas ulewy i burzy. To dopiero jazda! Więcej nie będę zdradzać, to trzeba samemu przeżyć.

Czy było warto?

GearUP zaskoczyło mnie pozytywnie, gdyż trochę się obawiałam, że będzie to taka marketingowa ściema nie warta swojej ceny. Wielkim plusem jest cały anturaż doświadczenia: na stronie www zobaczymy tablicę odlotów, na której znajdziemy swoją rezerwację. Samo pomieszczenie, dekoracje, stewardesy są miłą otoczką. Lot w symulatorze zdaje się bardzo realny i wcale nie należy do łatwych. Ponadto pilot to nie jakiś tam pierwszy lepszy pracownik, ale prawdziwy pilot w trakcie szkolenia na licencję, z którym ucięliśmy sobie miłą pogawędkę na temat tego zawodu. Myślę, że wizyta w GearUP to dobry pomysł na niebanalny prezent nie tylko dla każdego podróżnika, ale także  dla osób lubiących ciekawe rozrywki. Minusy? Znalazłam dwa. Po pierwsze w symulatorze brakowało mi opcji turbulencji. Fajnie byłoby, gdyby siedzenia się trzęsły lub żeby czuć było odbicie podwozia przy starcie i lądowaniu. Może się czepiam 🙂 Drugi minus to niestety niemała cena – 500 zł za 60 minut przyjemności. Warto polować na promocję, widziałam na stronie www, że teraz obowiązuje świąteczny rabat. Ale Luk twierdził, że zdecydowanie było warto, a on raczej nie lubi wyrzucać pieniędzy w błoto, więc to najlepsza rekomendacja. Życzę wysokich lotów!

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.