Jak zwykle nie zobaczyliśmy wszystkiego. Czas był ograniczony, a auto wypożyczone tylko na 3 dni – dlatego musieliśmy zdecydować się na kilka najważniejszych atrakcji. Czy trafiliśmy dobrze? Tego Wam nie powiem, bo nie mam porównania z resztą miejsc. Te, które odwiedziliśmy podzieliłam na HITY i KITY. Zapraszam.
HITY
#1 Curral das Freiras, czyli Dolina Zakonnic – gdy po raz pierwszy usłyszałam historię związaną z Doliną Zakonnic już wiedziałam, że zrobię wszystko, żeby tam pojechać. Udało się i zdecydowanie było to jedno z najpiękniejszych miejsc na Maderze! Curral das Freiras to zarówno nazwa miejscowości, jak i wyjątkowo malowniczej doliny, do której w XVI wieku udały się zakonnice z zakonu Świętej Klary w Funchal w ucieczce przed piratami, grabiącymi ląd. Zakonnice strzegące swojego dziewictwa obrały sobie wyjątkowo trudne do odnalezienia i niebezpieczne miejsce. Wioska założona przez nie istnieje do dziś, jednak sama w sobie nie jest ponoć szczególną atrakcją, więc darowaliśmy sobie zwiedzanie. W zamian za to udaliśmy się do punktu widokowego na przełęczy Eira do Serrado, z którego rozciąga się najpiękniejszy widok na dolinę. Polecono nam, aby na zwiedzanie Doliny Zakonnic wybrać słoneczny dzień, gdyż w przeciwnym razie możemy nic nie zobaczyć. Mieliśmy szczęście, wstrzeliliśmy się dokładnie w 2-3 godz. prawie bezchmurnego nieba. Sama droga wąska i kręta dostarcza nie lada przeżyć. Była to przyjemna wycieczka, gdyż Curral das Freiras mieści się zaledwie 14 km od Funchal wgłąb wyspy, nam trasa samochodem zajęła ok. 40 min. Ale. Trzeba być naprawdę wprawionym kierowcą i mieć stalowe nerwy, żeby tam dotrzeć na własną rękę. Natomiast widoki wynagradzają wszystko. Jest też alternatywa, gdyż do przełęczy dojeżdża autobus z Funchal. Jeśli lubicie piesze wycieczki lub/i nie macie małych dzieci 🙂 możecie także zejść z przełęczy trasą do samej wioski. Na miejscu niebo zaczęło zaciągać się chmurami i obłoki powoli wdzierały się w przełęcz tuż nad naszymi głowami, niesamowity widok!
#2 Ponta de São Lourenço, czyli Przylądek Świętego Wawrzyńca – jest to najdalej na wschód wysunięty punkt wyspy. Charakterystyczny cypel robi naprawdę olbrzymie wrażenie w szczególności z lotu ptaka. Nam było dane podziwiać ten widok dwa razy – podczas lądowania i startu. Niestety nie mam dla was zdjęć z samolotu, gdyż krajobraz tak mnie pochłonął, że nie chciałam marnować czasu na szukanie aparatu 🙂 Ale i z lądu cypel wygląda niesamowicie. Dojeżdżamy autostradą do Canical i potem drogą ER109 do samego jej końca na parking do „ujścia” cyplu, dalej idziemy pieszo. Spory parking, choć jesteśmy tam poza sezonem, był pełen. Widać, że większość z turystów pakuje plecaki, przebiera buty na trekkingowe i rusza dalej. Jest to jedna z najbardziej popularnych tras trekkingowych, a widoki ponoć obłędne, my jednak ze względu na małe dzieci, z góry sobie darowaliśmy i musieliśmy się zadowolić tylko przejściem około 100 metrów po kamieniach i oglądaniem cypla z daleka. Widok był nieziemski, choć niedosyt pozostał.
#3 Funchal – z reguły stolice wysp omijamy szerokim łukiem, bo przeważnie nie ma w nich nic ciekawego. Tym razem jednak zdecydowaliśmy się na wynajem apartamentu w samej stolicy, czyli Funchal. Dlaczego? Patrząc na mapę i siatkę dróg stwierdziliśmy, że jest to niezła baza wypadowa, a poza tym czytaliśmy, że w Funchal jest kilka fajnych atrakcji. Nie pomyliliśmy się, to był strzał w dziesiątkę. Najfajniejsze atrakcje w Funchal to wjazd kolejką liniową na słynną górę rozpościerającą się nad Funchal, czyli Monte, a następnie zjazd z góry saniami-koszami wiklinowymi (!!!), ogrody botaniczne, spacer w dzielnicy sztuki, ulicą Rua de Santa Maria oraz wizyta na lokalnym targu. O Funchal napiszę Wam jeszcze osobny wpis.
#4 Miradouro do Cabo Girão – dla mnie must see. Jest to najwyżej położony taras widokowy na klifie w Europie. Rozpościera się 580 m n.p.m. i jest wykonany z transparentnego szkła. Punkt ten przyciąga wielu turystów, najlepiej więc udać się tam taksówką bądź autobusem, gdyż może być problem z zaparkowaniem. Wprawdzie są miejsca parkingowe dla samochodów osobowych, lecz nawet my, będąc tam poza sezonem, mieliśmy problem ze znalezieniem miejsca. Ale to miejsce warte jest czekania. Ja jako fanka ekstremalnych parków rozrywki i wysokiej adrenaliny muszę to przyznać – wchodząc na taras nogi miałam jak z waty! Jednak widok rozpościerającej się pod nogami przepaści na ponad pół kilometra działa na wyobraźnię. Myszek tak kurczowo trzymał się mnie na rękach, że paznokcie miałam wbite w ramiona 🙂 Widoki są piękne, mimo, że trafiliśmy tam w niezbyt pogodny dzień, więc pewnie przy słonecznej pogodzie jest prawdziwa petarda!
#5 Plaża W Machico – do Machico wybraliśmy się spragnieni plażowania na złotym piasku, po wpadce z poprzednią próbą odnalezienia plaży przyjaznej rodzinie, o której przeczytacie w dalszej części. Na szczęście tym razem nie zawiedliśmy się. Plaża podzielona jest na dwie części: po prawej stronie kamienistą, a po lewej piaszczystą, po środku znajduje się mały mostek oraz restauracja z toaletami. Przy plaży rozciąga się ładny bulwar. Jest to zdecydowanie miejsce przyjazne rodzinom: dostosowane do wózków, z pięknym złotym drobnym piasek, promenadą z palmami oraz bezpłatnym parkingiem przy samej plaży. Ponadto plaża znajduje się w zatoce, osłonięta jest z trzech stron, co pozwala na przyjemne wygrzewanie się bez natrętnego wiatru. A jej największym atutem była…pustka. Wiem, wiem, byliśmy tam poza sezonem, ale mimo wszystko jak na jedną z nielicznych piaszczystych plaży na Maderze spodziewałabym się wielu turystów, a my spotkaliśmy zaledwie parę osób. Jest jeszcze jedna atrakcja, w szczególności dla dzieci, związana z plażowaniem w Machico. Tuż nieopodal znajduje się lotnisko i z plaży można podziwiać stary samolotów, które jakby wylatują wprost ze skał. Fajny widok! Po plażowaniu udaliśmy się na mały spacer i okazało się, że okolica jest bardzo przyjemna – ot takie urokliwe maderskie spokojne miasteczko z fajnymi knajpkami. Cieszę się, że tam zawitaliśmy.
#6 Środek wyspy – wielu turystów zjeżdża Maderę dookoła. To jest błąd. Wystarczy choć na chwilę zapuścić się w środek wyspy, by dostrzec jej zgoła odmienne piękno. Wprawdzie nie udało nam się dotrzeć na trzeci najwyższy szczyt w głąb lądu, na który można wjechać samochodem – Pico do Areiro (1818 m. n.p.m.), ale przemierzyliśmy dwie trasy przecinające wyspę wskroś. Jedna z nich to droga z Faial drogą ER103 do Funchal . Na początku piękne krajobrazy, ale z czasem droga przeobrażała się w coraz większą serpentynę, a my wjeżdżaliśmy coraz wyżej w góry, gdzie dosięgnęła na taka mgła, że widoczność nie przekraczała 3 metrów. Mieliśmy portki pełne strachu, ale dostaliśmy lekcje pokory, bo góry to góry i trzeba mieć do nich respekt. Na szczęście szczęśliwie dojechaliśmy do domu. Druga, jakże malownicza trasa to droga VE4 z Ribeira Brava do Sao Vincente. Tutaj trasa szybkiego ruchu była całkowicie bezpieczna, a widoki cudowne.
KITY
#1 Stara droga ER101 na północnym wybrzeżu z Sao Vincente to Porto Moniz – o tej drodze czytałam na blogach podróżniczych same superlatywy. Że to najpiękniejsza trasa wyspy, obfitująca w krajobrazy rodem z National Geographic. Miały być strome zbocza, widoki na ocean wbijający się w wybrzeże, a także, albo przede wszystkim wodospady, z których woda spada nawet wprost na dachy aut, w tym najsłynniejszy wodospad nieopodal Seixal, znany jako „welon panny młodej”. Przed szturmem na tą trasę doczytałam, że należy ją przebyć tylko i wyłącznie właśnie w kierunku Sao Vincente-Porto Moniz, gdyż jest jednokierunkowa. Ponadto wiedziałam, że przy tej drodze wybudowano już nową drogę szybkiego ruchu VE2, a na starą drogą, a raczej jej fragmenty odbija się po prostu w wyznaczonych miejscach, by zaraz powrócić na główną trasę. Niektóre fragmenty drogi mogą być zamknięte ze względu na osuwające się kamienie ze zbocza. Szkoda tylko, że nie doczytałam, że malowniczą trasę ER101…zamknięto kilka miesięcy wcześniej właśnie ze względu na jej fatalny stan i osuwiska. Z kilkunastu zjazdów otwarty był tylko jeden (!!!), raczej nie obfitujący w żadne specjalne atrakcje. No cóż, trzeba się spieszyć ze zwiedzaniem świata, gdyż natura jest nieubłagana.
#2 Plaża w Prainha – długo wahałam się, czy umieścić plaże w Prainha pod szyldem „kitu”, gdyż jakby nie było ostatecznie spędziliśmy tam całkiem miło jakieś 2 godziny na plażowaniu. Wiecie już z mojego poprzedniego wpisu [6 powodów, dla których (nie) warto jechać na Maderę z dziećmi – KLIK], że Madera nie jest najlepszym miejscem dla osób preferujących smażenie się na plażach, gdyż tych piaszczystych jest na całej wyspie zaledwie kilka. Na Maderę jedzie się dla krajobrazów, zieleni i pysznego jedzenia, ale skoro kilka sztucznych plaż z przywiezionym z Sahary piaskiem jest, to dlaczego nie skorzystać. Spragnieni więc opalanka postanowiliśmy się wybrać na jedną z nich, a nasz wybór padł na Prainhę po prostu dlatego, że mieliśmy akurat po drodze. Ale… nikt nam nie powiedział, że spośród innych plaż był to najprawdopodobniej najgorszy wybór dla rodzin z dziećmi, dlatego wszystkich dzieciatych przestrzegam! Gdzie tkwi haczyk? Na plażę dojeżdża się łatwo, auto zostawia się przy drodze, obok klifu. I wtedy naszym oczom pokazuje się jakieś 300 schodów w dół, które tworzą zejście na plażę. Nie muszę chyba tłumaczyć, że z wszystkimi tobołami i dwójką dzieci zejdzie po kamiennych schodach nie należy do przyjemności? Ale co tam, skoro już się wybraliśmy, to oczywiście zeszliśmy. Ba! Wykąpaliśmy się! Ale zdecydowanie bardziej polecam opisaną wyżej plaże w Machico.
#3 Porto Moniz – to kurort uzdrowiskowy, znany głównie z naturalnych basenów uformowanych przez skałę wulkaniczną, napełnionych wodą z Atlantyku. Na miejscu okazało się, że Porto Moniz to jedno z tych skomercjalizowanych miejsc, zalanych turystyczną sieczką, gdzie ceny są dwa razy wyższe, niż w pozostałej części wyspy. My takim miejscom mówimy nie, więc obejrzeliśmy tylko baseny, które również nie powaliły na kolana (osób kąpiących się: dwie) i pojechaliśmy dalej…Być może to miejsce miałoby więcej do zaoferowania, gdyby nie fakt, że tego dnia było dość pochmurno i wiało – taka jest północ wyspy, gdzie jest zdecydowanie zimniej niż na słonecznym południu.
Z chęcia wybierzemy się jeszcze na Maderę. Pewnie za parę lat, gdy dzieci trochę podrosną. Ale tym razem pojedziemy sami, by pochodzić po górach i lewadach. Wtedy na pewno nie odpuszczę trekingu na wschodni cypel. A tymczasem… Madera zwiedzana z dziećmi i tak była fajna. Do zobaczenia Wyspo Wiecznej Wiosny!
1 comment