Do kuchni portugalskiej miałam do tej pory dość ambiwalentny stosunek. Może trochę zraziłam się po Porto, w którym sztandarowym daniem jest okropna francesinha. Portugalskie owoce i słodkości zdecydowanie broniły honor. Ale na Maderze…to dopiero było jedzenie. A właściwie jedzeniowy sztos. Dawno się tak nie uraczyłam. Zapraszam na kulinarny przewodnik po Wyspie Wiecznej Wiosny.
Co zjeść?
#OWOCE
Zacznijmy od oczywistej oczywistości. Świeże i dorodne owoce – to dla nich głównie jadę w ciepłe kraje jesienią i zimą, kiedy moje kubki smakowe znudzone rosołem i bigosem wołają o świeże sezonowe mango, melony, truskawki, papaje. Na Maderze znalazłam kilka owoców, których nie miałam jeszcze okazji próbować.
MARAKUJA (męczennica jadalna, passiflora) – to z niej słynie madera. Ile jest jej odmian, tego nie wiem do dziś, gdyż niektórzy twierdzą, że około 50, inni że zaledwie kilka, a cała reszta to marna podróba. Przed wyjazdem wprost przebierałam nóżkami – tak nie mogłam się doczekać degustacji maderskich owoców, w tym głownie marakui. Jakie było moje zaskoczenie, gdy minęłam piąte z rzędu stoisko z owocami, a tam męczennicy ani widu, ani słychu. Kaman, o co chodzi? Luk wybrał się więc na najbardziej znany na Maderze targ owocowo-kwiatowo-rybny w Funchal – Mercado dos Lavradores i rozwikłał zagadkę. Marakuja owszem i jest, ale za 20-30 euro za kilogram!!!! Wprawdzie nie był to ponoć najlepszy sezon na owoc, ale można było się spodziewać, że na wyspie, gdzie temperatury przez cały rok są w miarę stałe, jakieś sztuki dorwiemy. Ale za tą cenę? Pewnie na obrzeżach miasta, można dostać passiflorę za 4 razy mniej. Targ w Funchal rządzi się w swoimi prawami, więc trzeba było odżałować eurasy i kupić przynajmniej po jednej sztuce męczennicy z każdego rodzaju do degustacji. Tak też zrobiliśmy. Próbowaliśmy marakuj o smaku bananowym, cytrynowym, pomarańczowym, brzoskwiniowym, pomidorowym (!) i tradycyjnej, tej fioletowej, znanej w Polsce. Dla mnie wygrała brzoskwiniowa i pomidorowa, przypominająca w smaku słodkie, dojrzałe w słońcu pomidorki koktajlowe.
CERIMAN (banana-ananas, filodendron) – jest to owoc monstery dziurawej, powszechnie nazywanej filodendronem (choć to niewłaściwa nazwa z botanicznego punktu widzenia). Ceriman nabardziej jest jednak znany jako.. „banana-ananas”. Kształtem swym przypomina banana, smakiem słodkiego ananasa. Ceriman na zewnątrz zielony, w środku ma miękki biały miąższ o konsystencji budyniu. Ale uwaga: miąższ ten pokryty jest czymś w rodzaju czarnych kłujących pestek. Są to, jak doczytałam, kryształki szczawianu wapnia, które mają chronić roślinę przed roślinożercami i, które miękną dopiero, gdy owoc dojrzeje, dlatego tak ważne spożywanie jest właśnie dojrzałego już owocu. W smaku ceriman jest przyjemnie słodki, dość mdły, a pestki – niestety trochę upierdliwe do odpluwania 🙂
PITAIA (owoc smoczy, dragon fruit) – kształtem przypomina smocze jajo. Ma grubą skórkę żółtą lub różową, w zależności od odmiany, a w środku biały miękki miąższ z malutkimi czarnymi pestkami, tym razem jadalnymi. Tu miąższ jest także słodkawy, ale jakby bardziej orzeźwiający, rzadki i szybko rozpływający się w ustach.

CZERYMOJA (flaszowiec peruwiański, cherimoya) – ostatnio coraz bardziej popularna w Polsce. Uważana przez niektórych za najsmaczniejszy owoc świata, w smaku przypominający lody. Ma biały mięsisty miąższ i dość spore czarne pestki. Im bardziej dojrzała i miękka, tym słodsza.

BANAN – pomyślicie nic specjalnego. Lecz maderskie banany, tak jak i te kanaryjskie to zupełnie inna bajka, niż te, które my znamy ze sklepów. Te na Maderze są mniejsze i bardziej słodkie. Pyszne!
#SPECJAŁY
LAPAS (skałoczepy, eng. limpets) – uważane za delikatesowy przysmak. Są to żyjące na skałach mięczaki, przypominające małe małże. Grillowane na maśle, podane skwierczące jeszcze prosto z pieca, skropione cytryną są naprawdę wyśmienite. Jeśli jesteś fanem owoców morza, to zapewne się zachwycisz, jeśli nie, to daj im szansę. Skałoczepy są na tyle delikatne, a mimo wszystko wyraziste, że stanowią dobry start na romans ze skorupiakami. CIEKAWOSTKA – lapas posiadają coś na kształt zębów, które służą im do przytrzymywania się do podwodnych skał i usuwania z nich alg, które spożywają. Kły te zostały przez naukowców uznane za najbardziej wytrzymały naturalny materiał na świecie, który przebił pajęczy jedwab.
ESPADA (pałasz czarny, eng. black scabbard fish) – ryba rarytas. Pałasz żyje w wodach Oceanu Atlantyckiego w rejonach Półwyspu Iberyjskiego, ale to właśnie w okolicach Madery rozmnaża się od października do grudnia, aby potem powędrować na chłodniejszą północ. Espada to…wyjątkowo obrzydliwa z wyglądu ryba. Długa prawie na metr, czarna, oślizgła, przypomina trochę węgorza. Naprawdę cieszę się, że nie widziałam jej przed pierwszym spożyciem 😛 W smaku jest dość miękka i delikatna, trochę przypomina dorsza. Najbardziej znaną wariacją na temat pałasza jest Espada com banana – czyli słodko-wytrwane danie, gdzie pałasz serwowany jest z niczym innym, jak właśnie pieczonym w cieście bananem. Przyznam, że podchodziłam do tego dania sceptycznie, ale odkąd spróbowałam, zastanawiam się, dlaczego nigdy wcześniej nie wpadłam na to, by połączyć rybę z bananem, bo to zestawienie naprawdę ma moc i rozpływa się w ustach. Zdecydowanie mówię „tak” ciekawym połączeniom smaków.
ESPETADA – jako mięsożerca nie ukrywam, że to mój faworyt! Tradycyjna espetada to marynowane w soli, pieprzu, czosnku i liściu laurowym kawałki wołowiny nadziane na gałąź drzewa laurowego, grillowane nad rozżarzonym węglem lub drewnem. Spotykamy wiele wariacji na temat espetady – począwszy od różnego rodzaju mięsa, po espetadę z krewetek lub warzyw. Sposób serwowania tego dania jest dość efektowny. Nabite na tradycyjną gałązkę lub w większości przypadków metalowy szpikulec mięso podaje się w formie zwisającego szaszłyka, umocowanego na specjalnym stojaku.
BOLO DO CACO – to jedna z najbardziej popularnych maderskich przekąsek. To nic innego jak mały chrupiący chlebek z jasnej mąki wypiekany na gorącym kamieniu. Na Maderze, w szczególności w większych miastach, Bolo do caco serwowane jest na ulicy w budkach podobnych do kebabowni 🙂 Przysmak ten podawany jest na ciepło, najczęściej z masłem czosnkowym i z natką pietruszki lub w formie sandwicha np. z chorizo, serem, mięsem czy warzywami, a nawet rybą. Chlebek jest dość smaczny, ale zdecydowanie nie trafił w moje gusta, a to dlatego, że nie przepadam za białą mąką.

PRZYSMAKI Z KASZTANÓW – na Maderze możemy spróbować wielu wariacji na temat kulinarnego wykorzystania kasztanów. Skosztujemy więc pieczonych kasztanów, likieru kasztanowego, czy kasztanowego chlebka w Dolinie Zakonnic (o której pisałam więcej w Madera w pigułce – nasze Hity i Kity).
SŁODKOŚCI – Portugalczycy to amatorzy słodkości, wiadomo to nie od dziś. Ich pastelarnie, czyli piekarnio-cukiernie pękają w szwach od różnego rodzaju słodkich bułeczek, tartaletek, muffinów, makaroników. Spróbowaliśmy kilku, ale i tak pozostaliśmy wierni naszemu ulubionemu portugalskiemu deserowi, czyli budyniowej babeczce Pasteis de nata.
Co do picia?
KAWA –serwowana na każdym kroku, nie tylko w kawiarniach, ale także w przydrożnych piekarnio-cukierniach, a nawet w małych sklepikach-kioskach, gdzie obsługa nie zna ani słowa po angielsku. Ale nie szkodzi. Wystarczy, że Ty znasz jedno słowo – BICA, czyli tutejsze espresso – dokładnie takie, jak powinno wyglądać i smakować – małe, czarne i diabelsko mocne.
BRISA –popularny na maderze gazowany napój, przypominający w smaku fantę. Najbardziej znana jest brisa o smaku marakui. Przyjemnie orzeźwiająca i nie nachalnie słodka.

MADERA – nie sposób być na Maderze i nie spróbować madery – czyli tutejszego mocnego wina. My natomiast celowo nie poszliśmy na degustację maderskiego trunku, gdyż podczas wyjazdu byłam karmicielką-abstynentką. Zostawiliśmy więc sobie tą przyjemność na kiedyś – w końcu zawsze trzeba mieć po co wracać:-)
Super komentarze. Jedziemy w styczniu, wiele wskazówek przydatnych. Masz duże poczucie humoru i tak trzymaj!:)
madera | 10 miesięcy ago