Fajnie jest być szczęśliwym. Masz wymarzonego męża, cudowną rodzinę, dziecko, może dwoje albo troje. Nic więcej Ci do szczęścia nie trzeba. A wtedy nachodzi Cię ta myśl…
Ta myśl mnie paraliżuje. Dopada znienacka. Czy czeka mnie jeszcze coś lepszego? Wszystko co najlepsze przecież mnie już spotkało. A przecież czuję się jeszcze tak młodo. Co dalej???
Różne mamy cele i priorytety. Dla jednego rodzina będzie wyznacznikiem szczęścia, a dla innego nie. I to jest w porządku. Fajnie, że jesteśmy różni i inne rzeczy napędzają nas do działania. Pozwólmy sobie na inność. Ale…skoro już tu jesteście, to przyznacie mi pewnie, że dla wielu z nas ta rodzina ma jednak ogromne znaczenia, szczególnie wtedy, gdy sami ją zakładamy… oj jak bardzo zmienia się wtedy perspektywa. Nagle okazuje się, że do tej pory przejmowaliśmy się w życiu takimi pierdołami, że aż kiszki skręca z litości. Szef krzywo spojrzał? Auto się zepsuło? Skończył się kolejny sezon mojego ulubionego serialu??? Serio?! W zderzeniu z rzeczywistością człowieka, który nagle musi się zatroszczyć nie tylko o siebie, ale też innych członków rodziny, wydaje Ci się, że do tej pory żyłeś/aś na Marsie i nie wiedziałaś o życie absolutnie NIC. Zrozumie to każdy rodzic, dla którego pierwszy katar dziecka wydawał się końcem świata ;-D
Czasami sobie zadaje pytanie – czy jeśli nie moje „ustatkowane” życie rodzinne byłabym szczęśliwa? I wiecie co. Nie, nie byłabym. Dla mnie akurat rodzina jest tym trzonem życia. Kwintesencją wszystkiego, do czego dążyłam, nawet nieświadomie, czego pragnęłam. Jeśli popatrzę na swoje dotychczasowe życie, a patrzę mimo wszystko z coraz większą nutką melancholii, gdyż pewna okrągła rocznica urodzin zbliża się nieuchronnie :-P, to dochodzę do wniosku, że to właśnie moje ostatnie 5 lat życia – lat, w których założyłam rodzinę, urodziłam dzieci i powiedziałam „tak” mężczyźnie mojego życia – te lata właśnie uznaje za bezsprzecznie najlepsze lata mojego życia.
Mam to czego chciałam. Ta rzeczywistość owszem nie zawsze jest łatwa, a kupki nie zawsze pachną fiołkami, szczególnie gdy lądują na Twoich nowych jeansach :P. Nie zawsze łatwo egzystować po 2 godzinach snu. Nie raz iskry lecą, gdy kłócisz się po raz 50-ty tego dnia o jakąś totalną bzdurę. Ale mimo wszystko jest pięknie, bo mam najdroższe mi osoby obok siebie. Mogę je kochać i się o nie troszczyć. Znalazłam się dokładnie w tym punkcie, w którym chciałam być. Mam wspaniałą rodzinę, dla której żyję, która napędza mnie każdego dnia do działania. Mam cudowne dzieci, które dostarczają mi tyle emocji, co nikt na tej ziemi; które uczą mnie cierpliwości i miłości na nowo. Wreszcie mam cudownego męża, z którym ogarniam tą codzienną jazdę z maluchami, z którym dzielę pasję, który jest mym kochankiem i przyjacielem.
I tu pojawiają się schody.
Co dalej???
Siadam na skraju łóżka i myślę sobie. Co przełomowego czeka mnie w 2018 roku? Już nie wezmę ślubu, raczej nie urodzę kolejnego dziecka, nie zakocham się, nie przeżyję kolejnych „pierwszych razów”. Czy mając prawie 30-stkę na karku skończyło się moje życie???? Przecież nadal czuję się piękna, młoda, pełna energii. Fakt. Wszystko kręci się teraz wokół rodziny, dzieci, trudno wygospodarować czas dla siebie, choć próbuję, między jedną drzemką, a drugim karmieniem. Wiem – mam to, czego chciałam. Czego wielu zapewne mi zazdrości. Ale czy najlepsze chwile mojego życia, skoncentrowane wokół MOICH doświadczeń, wyborów, miłości minęły???
Czy już teraz wszystko będzie się kręciło de facto wokół dzieci? Wokół wyboru przedszkola, szkoły, pierwszych randek moich dzieci, pierwszych papierosów i dyskotek, pierwszych problemów z buntem nastolatka, wyboru partnera, wokół ich ślubów, ich dzieci, a moich wnucząt..? Czy ich życie stanie się teraz moim życiem? Czy moje życie to w głównej mierze tworzenie wspomnień dla moich dzieci?
Ostatnie lata były najlepszymi latami mojego życia, które wypełniało czekanie na coś. Na nasze pierwsze podróże, zaręczyny, ślub, dziecko, drugie dziecko. Teraz gdy to wszystko przeżyłam i tyle pięknych wspomnień jest za mną, czasami się zastanawiam czy czeka mnie jeszcze coś lepszego? Czy tylko równa droga w dół?
Pewnie spodziewasz się teraz jakiegoś optymistycznego zakończenia, którego nie mam dla Ciebie. Tak o, zostawiam Cię z moimi przemyśleniami, żeby Ci pokazać, że Ty też masz do nich prawo. Masz prawo, mimo całego ogarniającego Cię szczęścia mieć gorszy dzień, poczuć nostalgię. Masz prawo się obawiać zmarszczek. Masz prawo obawiać się tego, że dzieci, które teraz tak bardzo kochasz i które są tak słodkie, że te dzieci będą Ci pyskować, że złapiesz je na popalaniu trawki. Nie powiem Ci, że czeka mnie jeszcze coś lepszego, niż moja rodzina, bo to niemożliwe.
Mam prawie trzydziechę na karku. Cieszę się tym, kim jestem i co osiągnęłam. Dobrze mi ze sobą i z własnym życiem. Doszłam już do takiego momentu, że nie muszę się wreszcie przejmować innymi, gdyż mam swoją bezpieczną przystań – RODZINĘ. Oby trwała jak najdłużej.