Co ja sobie myślałam? Nie ma miesiąca żebym nie zadawała sobie tego pytania.
Co ja sobie myślałam, gdy nie miałam dzieci?
Prawda jest taka, że o dzieciach przed dziećmi wiesz tyle, ile o seksie przed pierwszym razem. Niby znasz teorię z podglądania innych, ale wyobrażenia z lekka mijają się z rzeczywistością.
Moje założenia i plany okazały się wzięte z Księżyca. Oj zabolało, gdy przeżyłam konfrontację z rzeczywistością, zwaną macierzyństwem. Teraz wiem, że planować to sobie można, ale co zjem na kolację 🙂 A to, jak będzie zachowywało się moje dziecko, jak je wychowam to…wyjdzie w praniu.
Co planowałam, a czego nie zrealizowałam? Oto lista 11 rzeczy, które mi nie wyszły w macierzyństwie:
#1 Nie będę usypiać mojego dziecka bujając/nosząc/włączając okap/wożąc w wózku.
Do dzisiaj nie wiem dlaczego dałam sobie wmówić, że dziecka nie powinno się za dużo nosić, bujać, kołysać, a tym bardziej „przyzwyczaić” do usypiania na rękach czy w wózku. W ogóle uwielbiam argument „bo się przyzwyczai” w odniesieniu do niemowlaków. Lub te wszystkie komentarze „przyzwyczaiłaś, to masz”, „ono wymusza”, „nie bierz na ręce, bo rozpieścisz”. Przecież tak malutkie dziecko nie potrafi jeszcze wymuszać, ani manipulować. Nie płacze w łóżeczku, żeby zrobić Ci na złość, tylko dlatego, że potrzebuje Twojej bliskości. Nie da się rozpieścić dziecka, zaspokajając jego PODSTAWOWE potrzeby. Rozpieścić to możemy dając za dużo tego, czego się NIE potrzebuje, np. tysiąc pięćsetny samochodzik. Szkoda, że tak późno to zrozumiałam i przez pierwsze tygodnie Grzesia na świecie twardo upierałam się przy nie bujaniu. Do czasu. Po n-tej pobudce danego dnia, wykończona, głodna, z nieumytymi od wczoraj zębami sama bujałam, żeby tylko Panicz zasnął 🙂 Nie ważne czy jest to bujanie, usypianie w wózku czy na lampie – zapamiętaj jedno – zmęczona matka zrobi absolutnie WSZYSTKO za godzinną drzemkę. Dzisiaj bez pardonu usypiam Ulę w wózku na drzemki. I tylko czasem pukam się w czoło dlaczego przy pierwszym dziecku byłam taka głupia..
#2 Moje dziecko będzie spało w swoim łóżeczku
Kolejny bzdurny wymysł, który dałam sobie wmówić przy pierwszym dziecku. Łóżeczko momentami tak parzyło Grzesia, że nawet jak udało mi się go odłożyć, nie spał dłużej niż 20 min. Przy drugim dziecku już nie byłam taka durna i od razu wzięłam córkę do naszego małżeńskiego łoża. Owszem, odkładam ją kiedy mogę, bo jednak preferuję własną przestrzeń tylko dla siebie. Jasne, że inne sfery pożycia małżeńskiego ciepią na spaniu z dzieckiem 😀 Ale… co się odwlecze, to nie uciecze 😛
#3 Nie będę karmić dziecka łyżeczką
Ileż to ja się nie naczytałam. Że BLW najlepsze, że łyżeczka ble, że kontrola samołaknienia. Sruty, pierduty. W praktyce Grześ po dwóch dniach samodzielnego jedzenia, gdy już prawie okrzyknęłam światu wielkie powodzenie – obraził się na jedzenie rączkami. Tydzień, dwa, trzy…ile można? Zaczęłam więc stosować system mieszany, początkowo przybita wyrzutami sumienia, teraz nie żałuję ani trochę. Owszem, nadal uważam, że BLW to świetne rozwiązanie i trzeba próbować, ale nie dajmy się zwariować. Nie mówiąc już o tym, że przy naszym podróżniczym trybie życia, ciężko było zaoferować dziecku zawsze miejsce i warunki do upaprania wszystkiego dookoła. Także ten… łyżeczko..I’m so so sorry! Nie doceniałam, jaka z Tobą jest wygoda…
#4 Moje dziecko będzie bezsmoczkowe i bezbutelkowe
Ach jaka ja byłam mądra. Potrafiłam jednym tchem wymienić 10 negatywnych skutków używania przez dziecko smoczka i butelki. Że zgryz, że psujące się zęby, że zaburzenia łaknienia i milion innych. Co prawda wstrzymałam się z podaniem smoczka regulaminowych 6 tygodni, aby nie zaburzyć sobie laktacji, a dziecku właściwego odruchu ssania. Przynajmniej to mi się udało. A potem? Gdyby nie smoczek, to chyba bym normalna nie pozostała, bo obydwoje moich dzieci to egzemplarze wybitnie ssące. Ja musiałabym pozostać ich żywym smoczkiem. A raczej moja pierś. Wtedy to bym mogła tylko siedzieć i wołać służbę, bo w domu to już bym niczego nie zrobiła 😉 W każdym razie okazało się, że smoczek używany z umiarem nie taki straszny, a czasem jedyne wybawienie i najlepszy przyjaciel matki. A butelka? Podobna historia. Wzbraniałam się rękami i nogami. Bałam się, że potem nie odzwyczaję. Odzwyczaiłam w tydzień.
#5 Nie będę karmić przed telewizorem
Ha, ha, ha. Jaka ja byłam naiwna.. Że niby dziecko więcej zje przed tv i może być w przyszłości otyłe? Ja to wszystko wiem, ale każda matka wie też, że przychodzi taki okres w życiu dziecka, że karmienie przed bajką to jedyna opcja na włożenie dziecku do ust CZEGOKOLWIEK.
#6 Nie będę karmić mojego dziecka parówkami
Co jest w parówkach każdy wie. Ja też wiem. I wiem też, że dziecko do 2 roku życia niby nie trawi znajdującej się w nich tkanki łącznej. Ja naprawdę to wszystko wiem. Jasne, że moje dziecko miało jeść jarmuż, quinoę, amarantus i młody jęczmień. Ale co zrobić jak on kocha tą parówkę z ketchupem miłością największą na świecie? Oczywiście, że nie pasę go parówkami na co dzień, i jak już, wybieram te z 97% mięsa w mięsie. Ale mimo wszystko. Jedzenie przez moje dziecię parówek uważam za osobistą porażkę rodzicielską.
#7 Nie będę zmuszać do jedzenia ani przekupywać słodyczami
Temat żywienia, ciąg dalszy. Zmuszanie do jedzenia w jakiejkolwiek formie jest złe – bo uczymy złych mechanizmów – dziecko je, żeby mamie nie było przykro, albo tylko dlatego, że po obiedzie dostanie cukierka. W ten sposób wykształcają się złe nawyki. To wszystko teoria. A teraz praktyka. Której mamie w życiu nie było przykro, po godzinach spędzonych w kuchni po to, by wyczarować super posiłek, albo mega zdrowe muffinki, że dziecko wzięło kęs i odeszło od stołu albo nie spróbowało w ogóle? Której choć raz nie cisnęło się na usta: no zjedz proszę chociaż troszeczkę…? Zjedz obiadek, to będzie deser?
#8 W życiu nie krzyknę na własne dziecko
Nie krzyknę, jasne, że nie. Przecież nie tak buduje się autorytet. Tylko rozmowa i tłumaczenie. Krzycząc do własnych dzieci powodujemy, że coraz mniej nas słuchają i szanują. Tak, tak. To kolejne czcze gadanie. A teraz niech rzuci kamieniem pierwsza, która nigdy nie podniosła głosu za jajecznicę na podłodze, pomalowaną kredkami ścianę, marudzenie od rana do wieczora czy kopanie w stół. Jasne, że wszystko można wytłumaczyć. Ale jak się okazuje nie jestem aniołem cierpliwości.
#9 Moje dziecko nie będzie rozwydrzone i niegrzeczne
Nie wiem jak to się stało, że kiedyś utożsamiałam niegrzeczne dziecko z nieudolnym rodzicem. Wydawało mi się, że skoro dziecko jest krnąbrne, to rodzic gdzieś po drodze popełnił błąd wychowawczy. Myślałam sobie – moje to sobie inaczej wychowam. Moje to będzie chodzić jak w zegarku. Zawsze zadowolone i mówiące „przepraszam” i „dziękuję”. Nie brałam pod uwagę tego, że dziecko może być niegrzeczne bo ma gorszy dzień, przechodzi właśnie bunt dwulatka i nie potrafi jeszcze kontrolować swoich emocji, jest o coś zły, albo zazdrosny o urodzonego niedawno braciszka itp. Jest tyle przyczyn, dla których dziecko potrafi wpaść w histerię, tupać nogami czy rzucać się na podłogę, niezależnych od tego, czy jesteś dobrym czy złym rodzicem. Plan wychowania dziecka robota-mi nie wyszedł. Na szczęście.
#10 Nie będę dostosowywać całego życia do dzieci
Nigdy nie zapomnę jak podśmiechiwałam się pod nosem z przyjaciółki z dzieckiem, z którą się umawiałam na spotkanie. Powiedziała, że z racji tego, że ma do nas prawie 2 godziny drogi, to wolałabym wyjechać w porze drzemki swojej córki, żeby Mała przespała im podróż. Ale jak to? Uzależniać godzinę wyjazdu gdziekolwiek do dziecka???? Powariowała. Przecież ja będę jeździć kiedy chcę. To dziecko ma się podporządkować do mnie, a nie ja do niego. Taaaaa…. Teraz sama jadąc gdziekolwiek dalej, kombinuję jak tu zrobić, żeby nie słuchać przez 2 godziny marudzenia, że pić, że samochodzik spadł, że kiedy się zatrzymamy.
#11 W życiu nie użyję siły wobec dziecka
Grzech najcięższego kalibru. Nie mówię tu oczywiście o biciu, bo temu stanowczo się sprzeciwiam. Ale o tym, że mając gorszy dzień, kiedy czujesz już od rana, że kipisz i jeszcze jedno szlochanie o nie ten kolor kubka wyprowadzi Cię z równowagi tak, że będziesz skakać po orbicie – w takich dniach zdarzyło mi się w przypływie złości szarpnąć za rękę lub potrząsnąć Grzesiem. Jasne, że to nie jest dobry sposób i zaraz przepraszałam. Ale każda mama wie, jak życie z 2-latkiem potrafi dać w kość największej nawet oazie spokoju. Biję się więc w piersi.
Lista moich niezrealizowanych planów wcale nie jest moją porażką, a raczej zwycięstwem. Dzięki macierzyństwu zrozumiałam, że trzeba brać życie jakim jest i nie spinać się na perfekcjonizm. Zrozumiałam też, że planowanie, owszem jest ważne, ale najbardziej przydatną umiejętnością jest dostosowywanie się do zmieniającej się codzienności. Poza tym bycie taką idealną Matką Polką, która realizuje wszystko, co sobie zaplanowała musi być strasznie nudne i….frustrujące. Nie sądzisz?
A Ty? Co planowałaś, a co nie wyszło? Do których punktów się przyznajesz? Jakie niezrealizowane plany dopisałabyś do tej listy?