Tuż po narodzeniu? Kiedy tulisz tę bezbronną istotę i myślisz sobie, że bez Ciebie nie przeżyje. A może kiedy zaczyna chodzić, mówić i reagować na Twoje słowa? Albo gdy idzie do przedszkola, szkoły? Kiedy jest najlepszy okres macierzyństwa???
Są takie dni, że zachwycasz się wszystkim, co związane z Twoim dzieckiem. Rozpływasz się nad bosymi stópkami, masz wrażenie, że macierzyństwo spadło Ci z nieba, poczułaś pełnię życia, nowy wymiar miłości. Są też takie dni, gdy macierzyństwo Cię dobija, od rana kipisz już ze złości. Gdy słyszysz marudzenie, masz wrażenie, że przy kolejnym stęknięciu wybuchniesz. A najchętniej to wyszłabyś do sklepu i wróciła za 3 dni. Byłam tam. Przeżyłam to.
Wiadomo, że wiele zależy od naszego humoru, kondycji, nastawienia, ale mimo wszystko są okresy, gdy myślisz sobie, że teraz to w ogóle jest miód i malina. Albo tęsknisz za czasami, gdy było inaczej. Nie raz zastanawiałam się, który okres macierzyństwa jest najlepszy…
Nigdy nie zapomnę tego, gdy psiapsióła na wieść o mojej drugiej ciąży wybuchła ekscytacją:
O dżizas Kalaaaaa, jak ja Ci zazdroszczę!!!!! Znowu mieć takie maleństwo, taki cud. Ale najbardziej zazdroszczę Ci tego, że będziesz mogła spędzić z dzieckiem cały rok w domu! No bo przecież pierwszy rok macierzyństwa jest zawsze najpiękniejszy, taki magiczny, prawda?
Zrobiłam trochę krzywą minę, na mojej twarzy pojawiło się coś w stylu wymuszonego półuśmiechu i temat się skończył. Ale nie mogłam spać pół nocy. Czy ze mną jest coś nie tak, że mój pierwszy rok z Grzesiem wcale nie uważam za najpiękniejszy czas macierzyństwa? Ale myślę sobie: co ja tam wiem, Grześ ma ledwo 1,5 roku, dużo jeszcze przede mną. Ale nadal nie dawało mi to spokoju. No to KIEDY jest ten najfajniejszy czas???
Nie raz spotkałam się już z opinią, że najfajniejsze dziecko jest między 2 a 5 rokiem życia. Takie do przytulania, wiele się uczy, zabawnie mówi, jest do Ciebie przywiązane, a potem to już nie chce chodzić za rękę, koledzy i koleżanki stają się ważniejsi, a rodzice schodzą na dalszy plan.
Próbowałam sobie przypomnieć jak to było z nami od początku. Pierwszy rok z Grzesiem to była mieszanka wybuchowa. Wspominam go jako, co prawda w wielu aspektach piękny i magiczny czas, ale niezmiernie nerwowy i męczący. Nie należę do tych matek, którym wszystko przychodzi łatwo i naturalnie. Pierwszy szok pojawił się już po porodzie – połóg był dla mnie doświadczeniem trudnym zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie (Połóg. Dlaczego nikt mnie nie ostrzegł?). Potem okazało się, że noworodki wcale nie przesypiają 20 godzin na dobę i nie zasypiają same w łóżeczku, ale że potrafią budzić się co 20 min, żeby ssać pierś przez 40 minut i tak na okrągło. Chodziłam jak zombie. Karmienie też nie przyszło mi łatwo, nawał, poranione sutki, potem w 7 tygodniu zapalenie piersi, gorączka 39 stopni… Po jakimś czasie zaczęły się problemy z alergią Grzesia… Szpital, wizyty, leczenie, diety i tak do roczku… Dzisiaj jak wspominam ten okres, to stwierdzam, że przez pierwszy rok chodziłam co prawda szczęśliwa, ale często strasznie zdenerwowana, zmęczona i niewyspana.
Co innego drugi rok macierzyństwa…
Mówili – niech Ci się nie pali, że Grześ zaczął chodzić, bo potem za nim nie nadążysz. Mówili – nie możesz się doczekać jak zacznie gadać? A zaraz będziesz chciała, żeby się w końcu zamknął.
Nic się nie sprawdziło. W drugim roku poczułam, że nareszcie odżyłam. Poczułam straaaaszną ulgę, gdy Grześ stanął na nogi.Wreszcie nie musiałam go dźwigać, co bardzo odbijało się na moim kręgosłupie. Gdy uczył się mówić, chłonęłam jego każdą sylabę. Padały pierwsze słowa, a potem zdania. Każdego dnia uczył się czegoś nowego – kształtów, kolorów. Nabierał wprawy w koordynacji ruchowej, uczył się kopać, podskakiwać, czesać sobie włosy. Reagował na moje polecenia, mówił co ma ochotę zjeść, przynosił mi chusteczkę, gdy kichnęłam. Byłam wniebowzięta. Czułam, że nareszcie mam z synem prawdziwy kontakt. Nie to, żebym w pierwszym roku tego kontaktu nie miała… Ale jakoś tak wydawało mi się, że wtedy to była bardziej opieka – żeby był najedzony, przytulony, wyspany, żeby miał sucho. Teraz nawiązywaliśmy prawdziwą obustronną RELACJĘ. Poza tym fizycznie sobie odpoczęłam – karmienia co 2 godziny dawno się już skończyły, a wieku 1,5 roku zaczął przesypiać ciurkiem pierwsze nocki. Bosz, jaka ulga!
Długo jednak nie przyszło mi się cieszyć tym „wypoczynkiem”, bo za chwilę urodziła się Ula. Grześ wszedł wtedy w fazę buntu, kiedy kolor kubka urasta do rangi największej tragedii świata. Tym razem jednak pierwszy rok życia Ulki nie był dla mnie tak nerwowy, jak przy Grzesiu. Oczywiście zmęczenie i nieogar totalny, szczególnie przez pierwsze miesiące. W końcu przy dwójce maluchów na stanie jest co robić (Dzieci rok po roku – czy to na pewno dobry pomysł?). Ale widziałam już co się z czym je i mogę powiedzieć, że wtedy dopiero w pełni cieszyłam się z posiadania noworodka w domu. Po prostu sobie odpuściłam, nie byłam już taka zestresowana. Chwile, które spędzałam sam na sam z Ulą celebrowałam jak mogłam, bo wiedziałam, że one tak szybko przeminą.
Teraz, kiedy Ula ma prawie rok, a Grześ niedługo 3… Teraz jest mój najpiękniejszy okres macierzyństwa. Z Ulą nadal bywa ciężko, szczególnie, że jest dzieckiem raczej wysokich potrzeb. Większość dnia spędza na moich rękach, jeszcze nie chodzi, ani nie mówi. Ale Grzesiu? Jego mała charyzmatyczna i mądra osóbka wynagradza mi teraz wszystkie trudne i męczące chwile ostatnich lat.
Nagle przestał był we wszystkim na „nie”, jego emocje się trochę uspokoiły, by zrobić miejsce nowym doświadczeniom. Przychodzi do mnie i pyta co robię. Wdrapuje się na kolana i mocno mnie przytula. Pomaga w obowiązkach domowych. Gdy zmiatam kuchnię, on leci po swoją miotełkę. Przynosi Uli smoczek, zawsze się z nią wita i żegna. Gdy idziemy na dwór prosi, żeby najpierw ubrać Ulę. Staje się kreatywny. Wymyśla takie zastosowania łyżki, które w życiu nie przyszłyby mi do głowy. Jest dociekliwy. Pyta czy słonie pływają w słonej wodzie i czemu węgorze wyglądają jak węże. Uwielbiam z nim spędzać czas i uczyć go świata.
To który okres macierzyństwa jest najlepszy? Dla każdej matki inny. Niektóre z nas najbardziej uwielbiają zapach główki noworodka i wielogodzinne przytulania, inne znajdują radość przy raczkującym dziecku i przyrządzaniu dla niego pierwszych posiłków, a jeszcze inne najlepiej wspominają czasy szkolne, pierwsze trudne pytania i pomoc przy odrabianiu lekcji.
Ja czuję, że mój najfajniejszy czas z Grzesiem właśnie się zaczął. Co innego Ula – na nią i budowanie naszej relacji przyjdzie jeszcze czas. Ale mam wrażenie, że z obojgiem – najlepsze jeszcze dopiero przed nami.