Z Wilnem to było tak, że jechaliśmy tam bez żadnych oczekiwań, trochę na spontanie, bez przygotowania, zakładając, że chcemy po prostu zmienić otoczenie i poszwendać się po obcym mieście. A wyszedł z tego jeden z najfajniejszych wyjazdów ostatnich miesięcy.
Wilno wiosną jest przede wszystkim piękne, pełne kwiatów, słońca, dobrej energii, a jednocześnie nie przepełnione po brzegi nachalnymi turystami. I te ceny, które pozwalają na kulinarną rozpustę… Bosko!
Wyjechaliśmy na przedłużony weekend – 4 dni. Fajne jest to, że w porównaniu z innymi europejskimi miastami stolica Litwy jest na wyciągnięcie ręki. Dojedziemy tam w kilka godzin ze środkowej Polski. My, żeby nie męczyć dzieciaków, wybraliśmy połączenie lotnicze Gdańsk-Wilno, które trwało…50 minut. Super opcja i tanie bilety w Wizzair.
Spacer po mieście
Pierwszego dnia powłóczyliśmy się po mieście bez mapy i jak się okazało, udało nam się zobaczyć większość głównych atrakcji.
Užupis
Kiedyś najbardziej niebezpieczna dzielnica Wilna, dzisiaj mekka artystów wypełniona galeriami sztuki. Užupis, po polsku Zarzecze to…państwo w państwie. Republika Zarzecza ma swoją konstytucję, wypisaną na tablicach na jednej z uliczek, prezydenta, rząd, hymn itp. To tutaj warto przyjść na wystawę, koncert, pokaz mody. Zdecydowanie hipsterski klimat.
Street art
W Wilnie znajdziemy wiele murali autorstwa artystów z całego świata. Mapkę z dziełami street art otrzymamy w Centrum Informacji Turystycznej obok restauracji Grey w centrum miasta.
Atrakcje dla rodzin
W Wilnie znajdziemy kilka ciekawych atrakcji zarówno dla dorosłych, jak i rodzin z dziećmi. Nam udało się zaliczyć 3: Muzeum Kolejnictwa, Muzeum Energetyki i Techniki oraz Muzeum Iluzji Vilnil. Nie będę się o nich rozpisywać, gdyż wszystkie opisałam TUTAJ.
Popołudnie w parku
Ogród Bernardyński znajduje się w centrum miasta i jest idealnym miejscem na popołudniowy piknik. Znajdziemy tam plac zabaw, ogród różany, fontanny, kawiarnię, zielone tereny, stoły do gry w warcaby, ławeczki do odpoczynku.
Jedzenie
Mówią, że Polska pierogami stoi. Ale to nieprawda! Lepszych pierogów niż na Litwie w życiu nie jadłam. O jedzeniu mogłabym pisać dużo, bo jest pyszne, choć trochę ciężkostrawne. Najważniejsze są jednak ceny – stosunkowo niskie jak na europejską stolicę. Za lunch zapłacimy 6-10 euro. Oprócz pierogów koniecznie trzeba spróbować cepelinów, dań ze śledzia, chłodnika oraz sękacza.
Wilno polecam wszystkim, którzy nie nastawiają się na egzotykę, a jednak chcą zobaczyć coś za granicą. Trochę polsko, a jednak inaczej. W planie mamy następne litewskie podboje, marzy mi się magiczna Kłajpeda. Kto był, zapraszam do dzielenia się wrażeniami.