O czym Jazda?

O podróżach i o dzieciach. O podróżach z dziećmi. I bez dzieci. O pokazywaniu dzieciom świata. O tanim podróżowaniu. O macierzyństwie. O rodzicielstwie bez spiny. O tym jak na co dzień wybieramy bycie szczęśliwym. O tym jaka fajna jest rodzina. I jaka pokręcona. Wreszcie o tym, jak z aspirującej dziewczyny z miasta, stałam się kurą domową i matką na wsi 🙂

O podróżach

Zanim na świecie pojawił się pierworodny Myszek podróżowaliśmy sami. Często i gęsto, ale przede wszystkim tanio. Opanowaliśmy do perfekcji podróże typu low-cost: tanie linie lotnicze, hostele, komunikacja miejska, rabaty i okazje. Były to przede wszystkim weekendowe lub 3-4 dniowe wypady poza sezonem w Europę, gdzie podróżowaliśmy z mapą, wdrapywaliśmy się na wzgórza i zajadaliśmy się bagietką, popijając wino.

Wraz z powiększeniem rodziny przyszła refleksja: podróżowanie mamy we krwi, ale jak to ma wyglądać z dzieckiem? Nie było opcji byśmy postawili na głowie swoje dotychczasowe życie. Od początku nie podlegało dyskusji, że podróżować będziemy dalej. Z dzieckiem. I tak tanie hostele zamieniliśmy na tanie apartamenty prywatne, a poza tym za wiele się nie zmieniło. Czy z dzieckiem podróżuje się inaczej? Tak! 100 razy fajniej!

Pamiętam moje wątpliwości przed pierwszą podróżą w ciepłe kraje z półrocznym bobasem… Wcześniej mieliśmy za sobą wypady zagraniczne, ale bliżej i na krócej. Okazało się, że jazda wypożyczonym autem po krętych drogach Teneryfy na wysokości 2000 m. n.p.m., widoki porażających klifów Los Gigantes i kąpiel w Oceanie to dla Myszka wielka frajda! A dla nas? W to mi graj! Szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dziecko, i na odwrót! Myszek od tej pory został okrzyknięty Małym Podróżnikiem, a współpasażerowie w samolocie stroili sobie żarty, że pewnie zostanie pilotem, gdyż tak spokojnego dziecka na pokładzie jeszcze nie widzieli. Enjoy the flight!

Za nami kilkanaście wspólnych podróży, w tym kilka z dzieckiem. I apetyt na dużo dużo więcej. Tym razem we czworo.

O dzieciach

Luka i mnie połączyło wiele rzeczy. Ale 3 przede wszystkim. Podobne nastawienie do życia, podróżnicza pasja i chęć założenia rodziny. Obydwoje zgadzaliśmy się co do tego, że chcemy mieć dzieci, którym będziemy pokazywali świat. Dlatego nie czekaliśmy długo.

Ja idealistka-perfekcjonistka i On – uparty organizator, który nie potrafi usiedzieć w miejscu mieliśmy swoje pomysły na wychowanie, wyobrażenia na temat ciąży, rodzicielstwa, podróżowania z dziećmi. Dzisiaj mogę powiedzieć, że zderzenie naszych wyobrażeń z rzeczywistością było…wstrząsające! Oj nie, nie, wcale nie chodzi o to, że rodzicielstwo jest takie straszne, skomplikowane i wycieńczające. Po prostu…zupełnie inne, ale tak..fajnie inne.

Jedno wiem na pewno: nigdy w życiu nie nauczyłam się tyle, co przez ostatnie 2 lata. Społecznie, i emocjonalnie przede wszystkim. Ale posiadłam wiedzę tajemną z tylu dziedzin! Jak każdy rodzic studiowałam medycynę (czy moje dziecko już powinno siedzieć? czy przy ząbkowaniu występuje gorączka?). Nauczyłam się obsługi urządzeń elektrycznych (ach te laktatory, nianie elektroniczne, podgrzewacze i inne badziewia). Stałam się ekspertem od dobrego snu (ile godzin snu na dobę potrzebuje mój niemowlak? czy lepszy jest materac piankowy, lateksowy, a może gryka-kokos?), bezpieczeństwa (fotelik zwykły czy RWF, zapinać w kurtce czy bez?), dietetyki (rozszerzanie diety, łyżeczką czy BLW?), alergologii (czy karmienie piersią dziecka z alergią pokarmową ma sens?). Zgłębiałam literaturę na temat rozwoju mowy i zdolności muzycznych (puszczać tego oklepanego Mozarta? głoskować czy uczyć czytać globalnie?), a także, może przede wszystkim, na temat wychowania (czy system kar i nagród? pozwalać na wszystko czy stawiać do kąta? bunt 2-latka –fakt czy mit?). I wiele, wiele innych…

No i co? Czy czuję się mądrzejsza? Bardziej kompetentna? Od innych rodziców pewnie nie. Ale względem siebie sprzed kilku lat, na pewno tak. Jako, że do każdej powierzonej pracy, roli zawsze starałam się przygotować perfekcyjnie, to i w temacie „dziecko” przetrząsnęłam Internet, przeczytałam milion książek, zasięgnęłam porad wielu osób. Dzisiaj wiem, że jakiejkolwiek wiedzy nie posiadasz, to rodzicielstwo jest na tyle „dyscypliną” samotną, wymagającą podejmowania setek decyzji dziennie, których konsekwencje Twoje dziecko będzie odczuwać całe życie. I o ile dylematy: bujać nie bujać?, dawać czekoladę czy nie? wydają się trywialne, o tyle powiedzmy sobie szczerze, są to dylematy tysięcy rodziców, które przechodzą w poważniejsze kwestie. Myślę sobie, że szkoda, żeby moja wiedza i przemyślenia poszły w las, dlatego chętnie wymienię się doświadczeniami z Tobą!